wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 9

,,Oczami Elizabeth''
-Nick? Co ty tu robisz o tej porze? Już prawie jedenasta.- odparłam zdziwiona, ale mimo to uśmiechnęłam się i zarzuciłam bluzę na plecy.
-Miałem nadzieję, że jeszcze nie śpisz.- odparł z uśmiechem i kontynuował- Wiem, że już późno, ale... chciałbym ci coś pokazać.
-Teraz?- zapytałam w dalszym ciągu zszokowana.
-A masz jakieś ciekawsze zajęcie?- lekko uniósł brwi, przyglądając mi się.
-Wiesz co... niby nie mam, ale...
-...Ale...?- złapał mnie za słowo, a ja już nic nie powiedziałam.
-Rozumiem, że się zgadzasz?- dorzucił.
-Rozumiem, że nie mam wyboru?- odparłam w charakterze odpowiedzi i ciepło się do siebie uśmiechnęliśmy.
-To co, jedziemy?- podsumował. Jeszcze przez chwilę się wahałam, ale w końcu odpuściłam i złożyłam ręce na piersi na krzyż. Wyszliśmy, a Nick delikatnie położył dłoń nisko na moich plecach.
-Dokąd chcesz mnie zabrać?- zapytałam siedząc już w jego aucie.
-Do przeszłości.- powiedział odpalając silnik  z ledwo dostrzegalnym uśmiechem.
-Słucham?- zdziwiłam się, ale nawet gdybym chciała wysiąść, było już za późno. Samochód ruszył z prędkością, która już na starcie wbiła mnie w fotel.
Jazda trwała około 15 minut. Po drodze rozmawialiśmy cały czas.
Kiedy wysiedliśmy z auta poczułam ciepłą falę wspomnień. Objęłam się ramionami, ponieważ było mi trochę chłodno i powiedziałam:
-Ile już minęło, od kiedy byliśmy tu ostatnio?- zatrzymaliśmy się na brzegu pod drzewem i wpatrywaliśmy w migoczącą taflę wody.
-Kilka dobrych lat.- westchnął chowając ręce do kieszeni.
-A mam wrażenie jakby ze sto lat.- dodałam cicho, oczarowana odbiciem gwiazd w wodzie i delikatnymi podmuchami wiatru, który muskał nasze twarze. Nagle poczułam jak Nick obejmuje mnie w tali od tyłu i delikatnie opiera podbródek na mojej głowie.
-Pamiętasz jak to kiedyś z nami było? Nie widzieliśmy świata poza sobą...- zaczął i nagle urwał, a ja  nieświadomie wstrzymałam oddech.
-Mieliśmy wtedy po 14 lat, to było dawno.- odparłam.
-Wiem, ale... ale ja chyba nadal... czuję coś do ciebie.- szepnął i pocałował mnie w ucho. Stałam bez ruchu i czekałam na to co będzie działo się dalej. Z jednej strony nie chciałam tego, nie czułam motylków w brzuchu. Jednak z drugiej strony tak strasznie potrzebowałam czyjejś bliskości. Mimo tylu przyjaciół czułam się strasznie samotna. Ja tylko pomagałam im zmierzyć się z ich problemami, a prawda jest taka, że nie potrafię zmierzyć się ze swoimi. Rodzice bez przerwy się kłócą, a ja muszę liczyć praktycznie tylko na siebie. Wiem, że powinnam dać naszej paczce więcej zaufania, ale nie potrafię. Może wynika to z tego, że kiedyś ktoś bardzo mnie zranił.... i wtedy poczułam miękkie usta Nicka na swoich. Gorąca fala zalała moje myśli, zniknęły wszystkie obawy, wszystkie niezałatwione sprawy, problemy i wszystkie złe wspomnienia. Rozpływaliśmy się w sobie. Nick delikatnie położył dłonie na moich plecach, a w miejscach gdzie nasze ciała się stykały czułam przyjemny dreszcz. To bardzo przyjemne... zbyt przyjemne. Dlaczego to akurat musi być Nick?! Teraz sama nie wiem co czuję... Wtedy otworzyłam oczy, bo chłopak przerwał pocałunek. Stał przede mną promiennie się uśmiechając, z takim błyskiem w oczach, jakiego jeszcze nigdy u nikogo nie widziałam. Wiem, że ten obraz, utkwi mi w pamięci do końca życia.
-Nie chciałaś przerwać pocałunku.- stwierdził radośnie. Nie odpowiedziałam, tylko otworzyłam i zamknęłam usta.

*Następnego dnia*

,,Oczami Niny''
Wczoraj wieczorem Thomas zadzwonił i zapytał czy nie chciałabym iść z nim dziś o 20 na otwarcie jakiejś galerii sztuki. Ponoć mają tam być różni biznesmeni, prezesi i reszta tutejszej szychy. Cieszę się na to wszystko, ale nie dlatego, że mam wstęp na tą imprezę i znajdę się wśród tych wszystkich ludzi ale że idę tam właśnie z Thomasem. To dziwne, wiem, ale nic na to nie poradzę. Jest już po 18, a ja dopiero zaczynam się szykować. Wszystko przez to, że mam na głowie za dużo obowiązków... Na szczęście już wczoraj wybrałam sobie strój na to wyjście. Postanowiłam najpierw nałożyć makijaż, później lekko podkręcić pasma włosów. Po wykonaniu tego wszystkiego, wbiłam się w
moją białą sukienkę. Do złotego, brokatowego kuferka włożyłam iPhone'a w białej obudowie, chusteczki i klucze. Założyłam długie, złote kolczyki oraz białe minimalistyczne szpilki. W momencie gdy zapinałam pasek, zadzwonił telefon.
-Tak?- odparłam pospiesznie.
-To ja. Nie wiem które mieszkanie jest twoje, więc poczekam na dole.- odparł łagodnie Thomas.
-W porządku, zaraz zejdę.- powiedziałam i uśmiechnęłam się nieświadomie. Schowałam telefon i rzuciłam ostatnie spojrzenie na odbicie w lustrze. Idealnie- pomyślałam i nawet nie wiem kiedy znalazłam się na dworze. Ten wzrok Thomasa...
-Wow... wyglądasz cudnie.- odparł zaskoczony. Starałam się powstrzymać śmiech, ale niezupełnie mi to wyszło.
-Dziękuję. Ty też nawet nieźle.- rzuciłam, a Thomas otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam i wygodnie się usadowiłam, podczas gdy on zajął miejsce z drugiej strony.
-Interesujesz się sztuką?- odparłam po chwili w zamyśleniu.
-Ja i sztuka?- uniósł w uśmiechu kącik ust.- Niekoniecznie.
-Więc czemu postanowiłeś się tam pojawić?- ostrożnie dobierałam słowa. Nie chciałam powiedzieć czegoś, co ośmieszyło by mnie przy nim.
-Bo jeśli nie bierzesz udziału w tego typu imprezach, to łatwo o tobie zapomnieć, a to chyba najgorsze co może cię w biznesie spotkać. Wszyscy jeżdżą tam tylko na pokaz. Myślisz, że któreś z nich odróżnia da Vinciego od van Gogha?- posłał mi spojrzenie w którym dostrzegłam nutę współczucia. Pewnie pomyślał; biedna, młoda, naiwna Nina.
-Dziękuję, że zabierasz mnie ze sobą.- powiedziałam przyglądając mu się z ciepłym uśmiechem. Jego spojrzenie powędrowało w moją stronę i na chwilę zastygło w miejscu.
-Nie masz za co dziękować. To ja dziękuję za to, że się zgodziłaś.- przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu, ale nie była to niezręczna cisza. Później przerwał ją Thomas:
-Za chwilę będziemy na miejscu. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
-Już mi się podoba.- oboje odruchowo się uśmiechnęliśmy.
-Co powiedziałaś swoim rodzicom?- zdziwiło mnie jego pytanie, ale nie widziałam powodu dla którego miałabym unikać odpowiedzi.
-Nic. Moi rodzice są rozwiedzeni; tata ma swoje nowe życie w Miami, a mama ciągle pracuje, wyjeżdża baluje... ale wiem, że mnie kocha.- odpowiedziałam bez większych emocji.
-Nie będziesz miała przez to wyjście jakiś większych problemów?- odparł powoli i jakby spoważniał. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, bo wydawało mi się jakby odezwał się jego rodzicielski instynkt.
-Chyba nie. Nie wiem czemu mama miałaby mieć coś przeciwko, poza tym sama dzisiaj wyszła na jakąś imprezę z pracy. Znowu.- w tym momencie samochód zajechał na wyłożony ciemnymi, granitowymi  kostkami podjazd. Po jego obu stronach rozciągał się idealnie przycięty żywopłot, a za nim minimalistyczny, choć i tak robiący wrażenie ogród.
-To na pewno jest galeria sztuki?- odparłam oczarowana otoczeniem.
-Miejmy nadzieję, że tak.- po tych słowach Thomas wysiadł z auta i otworzył drzwi od mojej strony zanim sama zdążyłam to zrobić.
-Dziękuję.- rzuciłam pospiesznie poprawiając przy tym tył sukienki.
-Wejdźmy.- odparł szarmancko, delikatnie obracając głowę. Chwyciłam go pod ramię i równym krokiem minęliśmy innych pięknie ubranych ludzi i ich ekskluzywne samochody. Zaraz po wejściu podano nam szampana. Uśmiechnięci rozmawialiśmy i oglądaliśmy najpierw obrazy, a później rzeźby, które mijaliśmy. W końcu dotarliśmy mniej więcej do punktu, w którym była zgromadzona zdecydowana większość. Wokół ludzie podobierani w grona debatowali i śmiali się przy szampanie, winie, whisky i koniaku.
-O, widzę ludzi od nas z branży. Z większością z nich już miałem okazję pracować i muszę ci powiedzieć, że przy tych nadętych bucach ciągle czuję się jak dzieciak. Tak czy inaczej gram kogoś kto ich zadowoli, a przy okazji sam przy tym zyskuję. Chodźmy do nich, muszę się pochwalić twoją osobą.- posłał mi seksowny uśmiech, z którym nie mogłam negocjować.
-Thomas! Jak miło, że wpadłeś! Właśnie omawiamy na czym będzie opary kontrakt z X-Beats.- odparł entuzjastycznie jeden z ośmioosobowej grupki do której dołączyliśmy. Wśród nich oprócz mnie było chyba pięć kobiet, które prowadziły między sobą zawziętą dyskusję, jednak na mój widok ucichły.
-Chciałbym wam kogoś przedstawić... to jest Nina.- odparł niczym niespeszony Thomas.-Nino, to są moi współpracownicy. To jest John i jego żona; Miranda, to Elijah z Clair, tu jest George wraz z Susan, a to James i Julie.- Thomas przedstawił mi wszystkich po kolei, a ja podając im w między czasie dłonie, uśmiechałam się przyjaźnie i obserwowałam ich reakcje.
-Jeśli dobrze pamiętam ostatnio byłeś z Naomi...?- odparł uszczypliwie mężczyzna w luźnej białej koszuli, jeansach i czarnej marynarce, który został mi przedstawiony jako Elijah.
-Teraz to się zmieniło, po co rozpamiętywać przeszłość.- Thomas, zresztą tak jak ja zupełnie się tym nie przeją, a z tego całego towarzystwa najbardziej sympatyczni wydali mi się James i Julie.
-Właśnie, przecież Thomas ma największe powodzenie u kobiet z nas wszystkich. Mnie już dawno przestał dziwić fakt, że co chwilę widzę go z inną.- zażartował tym razem John. Na początku myślałam, że to wszystko jest złośliwe, jednak teraz zrozumiałam, że u nich to zupełnie naturalne zachowanie- ich to nie rusza, a może nawet bawi.
-Tak na marginesie, ile masz lat Nino?- wtrącił Elijah. Ten gość ewidentnie lubił być w centrum uwagi. Nie lubię takich ludzi, irytują mnie.
-Fizycznie mam 19 lat, jednak obowiązki i wiele innych czynników przyczyniło się do tego, że spokojnie mogę powiedzieć iż czuję się na około 30 lat.- odparłam stanowczo, po czym dodałam- Jednak wydaje mi się, że kobiet nie powinno pytać się o wiek.- Nie miałam zamiaru być dla nich człowiekiem z którego będą mogli bezkarnie kpić. Moja wypowiedź wyraźnie ich zaskoczyła, a ja zyskałam u kilku z nich uznanie.
-Młoda, piękna, inteligentna i w dodatku rozważna dziewczyna. No, Thomas, tym razem chyba naprawdę ci się udało.- powiedział James przyjaźnie mi się przyglądając i puszczając do mnie oczko. Potem przez jakiś czas dyskutowali o tematach na których kompletnie się nie znałam, ale mimo to słuchałam uważnie i od czasu do czasu wtrącałam swoją wypowiedź.
-Chciałam prosić wszystkich o uwagę!...- pewna kobieta zaczęła wygłaszać monolog na oficjalne otwarcie galerii, po którym miało się  odbyć przyjęcie. Nagle serce zabiło mi mocniej. Podczas gdy każdy z uwagą patrzył na przemawiającą kobietę, Thomas raptownie chwycił mnie od tyłu i przyciągną do siebie. Poczułam na karku jego ciepły oddech, a na plecach- unoszącą się co chwila klatkę piersiową. Zrobiło mi się trochę gorąco, ale byłam pewna, że w ramionach Thomasa nawet przy omdleniu nic mi się nie stanie. Wtedy szepną mi do ucha kilka słów, których nie zrozumiałam, a za nimi nieco wyraźniejsze:
-Naprawdę ślicznie dziś wyglądasz..
Wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko- najpierw wyszliśmy na opustoszały już parking przytulając się, a w końcu całując coraz namiętniej i namiętniej, Otwierałam oczy tylko gdy musiałam lub obawiałam, że się przewrócę. Jednak kiedy otworzyłam oczy bo usłyszałam obok czyjś głos... momentalnie oderwałam się od Thomasa. Po drugiej stronie parkingu stała moja mama i zaciekle rozmawiała z kimś przez telefon. Mam tylko nadzieję, że nic nie widziała. Szybko pociągnęłam Thomasa za rękę i schowaliśmy się gdzieś na rogu dopóki moja mama nie weszła do budynku. Dopiero wtedy przestałam śledzić jej ruchy i odwróciłam głowę wzdychając i natknęłam się na stojącego o kilka centymetrów ode mnie ojca Lily. Automatycznie nasze usta połączyły się i oparta o ścianę poczułam na szyi dotyk jego zimnych dłoni. 
-Jedźmy już stąd.- odparł i patrzył na moje usta i oczy spojrzeniem w którym widziałam obłęd. Najseksowniejszy człowiek świata.. chyba nie muszę mówić, że nie sposób mi było odmówić. Zaraz potem byliśmy w drodze do willi Brinkley'ów. Droga minęła bardzo szybko, a pierwsze co zrobił Thomas to wszedł do kuchni i zapytał czy się czegoś napiję.
-Przyjechaliśmy tu się czegoś napić..?- zapytałam z zadziornym uśmiechem obierając się o blat.
-A masz jakieś inne propozycje?- zapytał powoli do mnie podchodząc. Stanął tuż naprzeciwko mnie i przygryzł dolną wargę.
-A mogę dziś u ciebie przenocować?
-A co będę z tego miał..?- zapytał i powoli pocałował mnie kilka razy w szyję.
-Z pewnością same korzyści. To do zobaczenia w sypialni.- odparłam i z tajemniczym uśmiechem powędrowałam do jednego z pokoi. Po upłynięciu mniej więcej 40 minut Thomas wszedł do sypialni.
-Wybacz, że musiałaś tyle czekać.- odparł. Nim zdążyłam odpowiedzieć chwycił mnie za biodra i mocno przyciągnął do siebie. Po raz kolejny nasze usta zetknęły się ze sobą, a ręce bezkarnie wędrowały po całym ciele. Robiąc krok w tył przewróciliśmy się na łóżko. Thomas wylądował na mnie, po czym podwinął mi koszulkę i zaczął całować mój brzuch zjeżdżając przy tym w dół. Poczułam dreszcz na plecach. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko...

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 8

,,Oczami Liliany''
-Wybacz za spóźnienie.- rzuciłam do Niny, totalnie olewając ojca.
-Nie szkodzi.- odrzekła z wymuszonym uśmiechem.
-Idziemy do mnie.
-Tak. Idź ja zaraz przyjdę.- odpowiedziała Nina, a ja ze zdumioną miną posłałam jej spojrzenie typu: ''WTF? Co?''
-Obiecałam twojemu tacie pomóc przy ostrygach.- wyjaśniła.
-No dobra.- westchnęłam.- To wy tam sobie kończcie, a ja się przebiorę i no... coś tam porobię co miałam zrobić.- rzuciłam flegmatycznie machając rękoma, marszcząc brwi i pokonując schody na półpiętro, znalazłam się przed drzwiami do mojego pokoju. Rzuciłam torbę gdzieś na podłogę i wzięłam z szafy czarną bluzę, którą założyłam. Obok mojego pokoju stała pusta garderoba. Mogłam tam trzymać ciuchy, ale nie uważałam się za kogoś specjalnego na tyle by mieć własną garderobę.
-No, jestem już.- westchnęła Nina zamykając za sobą drzwi opierając się o nie. 
-Super.- odparłam chowając przed nią towar, który Chris dał mi do przechowania.- Widzę, że nie próżnowałaś.- posłałam jej słaby choć znaczący uśmiech.
-Wiesz co, twój ojciec jest spoko, nie wiem jak mogłaś dopuścić do tego, że tak się od siebie oddaliliście.- odparła z entuzjazmem.
-Proszę cię...- parsknęłam.- Tak w ogóle to jedziesz ze mną?
-Dokąd?- zapytała Nina z zupełnie odmienionym wyrazem twarzy.
-Nie dzwoniliśmy do ciebie? Nathan jest w szpitalu.- powiedziałam nieco ciszej.
-Jak to, co się stało?- Nina zmarszczyła brwi.
-No zasłabł chyba, nie wiem, lekarz coś mówił, że toksykologia wykazała w jego krwi amfetaminę.
-Jezu, Nate i amfetamina? Nie wiedziałam, że obraca się w takim towarzystwie.
-Nikt z nas nie wiedział. Nawet Rose. Jest załamana. Myślałam, że może lepiej by było gdyby przenocowała u kogoś z nas. Teraz jest z nią Elizabeth, ale powiedziałam, że zaraz jeszcze raz przyjadę.
-Masz rację, tylko do mojej mamy przyjechała koleżanka, czy tam kolega z pracy, więc ja nie mam gdzie jej przenocować.
-To jak, jedziesz ze mną?- zapytałam podnosząc głowę.
-No jasne.- odpowiedziała i kiwnęła głową.
-Hej, a czy ty aby nie masz mojej bluzki...?- spytałam przymrużając oczy. Nina spojrzała najpierw na bluzkę, a potem znowu na mnie.
-Tak. To twoja bluzka. Zaplamiłam sobie tamtą, a Thomas powiedział żebym pożyczyła sobie coś od ciebie...
-Dobra, nie ważne. Chodź.-  rzuciłam zakładając na ramię torbę i chwytając klucze z etażerki.
-Ej, a to co.- powiedziała Nina chwytając mnie za nadgarstek i podnosząc go nieco wyżej.
-Pamiętasz imprezę u AJ'a w sylwestra?- westchnęłam i nie czekając na odpowiedź dokończyłam- Jest tatuażystą, a ja chciałam sobie zrobić dziarę.
-Kiedy możesz zdjąć ten...bandaż?
-Za jakieś 3 dni.- odparłam zabierając rękę. Potem wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do stojącego na podjeździe cadillaca ciela mojego ojca. Zależało mi na czasie, więc nie chciałam iść po inny samochód do garażu. Niezbyt zgrabnym ruchem wcisnęłam sprzęgło i gaz po czym z piskiem opon wyjechałyśmy na drogę... Odkąd wyszłyśmy z mojego pokoju, cały czas zastanawiałam się czy aby napewno nie widziała tych narkotyków, które chowałam do torby, byłam prawie pewna, że na nie zerknęła! Ale z drugiej strony gdyby je widziała, pewnie od razu zaczęłaby zadawać setki pytań i truć mi tyłek. Jeszcze nigdy nie słyszałam o przypadku, gdzie ktoś pozbył się nałogu z opowiadań jakie to niezdrowe i tak dalej.
-Liliana, uważaj trochę!- wrzasnęła przerażona Nina kiedy wyprzedzając inne auto, o mało nie wpadłam na samochód z naprzeciwka.
-Spokojnie, panuję nad wszystkim.- zapewniłam ją, nie przejmując się. Po dotarciu na miejsce zobaczyłyśmy w mijanym barze szpitalnym Chrisa i Arthura rozmawiających i jedzących pankejki, a następnie weszłyśmy do sali w której leżał Nate i zobaczyłyśmy tam Elizabeth i opartą o ścianę Rose.
-Będzie dobrze.- pocieszyła ją Lizy, ale Rose tylko zmrużyła mocno oczy i po policzkach popłynęły jej łzy. Widać, że bardzo to przeżywa.
-Dzwoniliście do ich rodziców?- zapytałam cicho Elizabeth, i skinęłam głową w stronę Morganów, chowając jednocześnie ręce do tylnych kieszeni jeansów.
-Nie, Rose powiedziała, że nie chce żeby się martwili.- odparła patrząc na Rosalie, Elizabeth. Dokładnie w tym momencie usłyszeliśmy bardzo gwałtowny wdech. Wszyscy skierowaliśmy się w tamtą stronę. Nate się wybudził.

 ,,Oczami Rosalie''
-Nathan...- powiedziałam nieco się rozluźniając i podbiegłam do łóżka objąć brata. Przytuliłam go tak mocno jak nigdy, a Nina, Lizy i Lili wyszły w tym czasie z sali. 
-Masz pojęcie jak bardzo się o ciebie martwiłam?- powiedziałam, dając upust nerwom i łzom, nadal go przytulając.
-Przepraszam cię. Po porostu myślałem, że sam sobie z tym wszystkim poradzę.- westchnął i poczułam jak się spina.- Wiem, że bardzo cię zawiodłem.Wybaczysz mi to, że nie byłem z tobą szczery i.. i całą resztę?- dodał przerywając uścisk, patrząc mi głęboko w oczy.
-Pod jednym warunkiem. Skończysz z narkotykami?
-Postaram się...- odparł z tym swoim niewinnym uśmiechem i spojrzeniem bezbronnego, nieświadomego jeszcze życia dzieciaka. 
-Staranie to za mało. Masz to rzucić.- powiedziałam zupełnie poważnie. 
-Jasne.- odrzekł i wciągnął usta. Spojrzałam na niego niepewnie i wstałam z łóżka.
-Odpoczywaj. Przyjdę do ciebie jutro, a za 2 dni możemy cię wypisać.
-Ok.- znowu się uśmiechnął i machną ręką w moją stronę w geście pożegnania.- Podziękuj ode mnie reszcie.
 W ciągu sekundy straciłam całą pewność siebie i swoich przekonań. 
-Chodźmy stąd.- gwałtownie wypuściłam powietrze. Nie musiałam im nawet przekazywać podziękowań od Nate'a, bo pewnie sami je słyszeli. Wychodząc przed szpital rozproszyliśmy się i większość gdzieś poszła; Nina i Lizy coś zjeść, a Liliana i Christopher schowali się w jakimś zaułku. Zostałam ja i Arthur. 
-Rose, możemy porozmawiać?- zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie, ale beznamiętnością w oczach.
-Jasne.- uśmiechnęłam się na chwilę.- O co chodzi?- dodałam jako zachętę, gdy zobaczyłam, że nie może zebrać słów do kupy. Arthur westchnął i jeszcze przez chwilę się wahał, ale potem odparł:
-Trochę nie wiem jak to powiedzieć....Głupio mi po tej sytuacji na dyskotece. Nie chciałem żebyś oglądała mnie w takim stanie.- jego oczy były tak głębokie i niewyobrażalnie smutne. Jeszcze chwilę, a nie potrafiłabym oderwać od nich wzroku, jednakże Arthur kontynuował w różnych pozycjach, których normalnie by nie zrobił. Chodził w kółko, kucał, wstawał, aż w końcu splótł dłonie na karku i zastygł przyglądając mi się.
-Nie mówię tego bez powodu.- dodał, podczas gdy ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić; mówić coś czy nie, uśmiechać się czy nie.... tylko otwierałam i zamykałam usta, starając się zignorować fakt jak mocno bije mi serce.
-Bardzo mi na tobie zależy...- odparł niemal szeptem, rozluźnił się i zrobił kilka krok w moją stronę. Poczułam przypływ gorącej fali wewnątrz. Nie należę do ludzi ukrwionych na tyle, żeby oblać się rumieńcem, ale czuję to tak samo. W tym momencie czułam, że mogłabym płonąć. Zrobiło mi się duszno i zakręciło w głowie, kiedy świat wokół mnie zawirował.
-...I chciałbym wiedzieć, czy tobie chociaż trochę zależy na mnie.- chwycił mnie delikatnie za ramiona i patrzył tymi smutnymi oczyma. Na chwilę zaparło mi dech, ale ta chwila niestety wydawała mi się dłuższa niż myślałam. Arthur zagryzł dolną wargę i jeszcze przez chwilę na mnie patrzył, po czym spuścił wzrok, a kiedy ponownie na mnie spojrzał, cofając się nieco, cała magia w jego spojrzeniu zgasła. Jak malutka iskierka, która kiedyś była rwącym płomieniem. Wtedy wszystko opadło. Słyszałam tylko stłumione dźwięki. A Arthur wyminął mnie i powoli odchodził. Poczułam się jak ścięta z nóg, jak gdybym spadała w otchłań bez dna. Jak mogłam zmarnować taką szansę.
-Zaczekaj!- krzyknęłam i dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój własny głos. Podbiegłam i zaszłam mu drogę, stając kilka centymetrów od jego twarzy. W głowie coś mi pulsowało, ale postanowiłam zaryzykować i spojrzeć w górę, w jego oczy. Miałam wrażenie, że widzę tylko wycinki tego, co się naprawdę działo. Czułam jego ciepły oddech na moim czole i na chwilę zamknęłam oczy, żeby upewnić się czy to wszystko dzieje się naprawdę. I wtedy to się stało. Arthur delikatnie musną moje usta. Poczułam dreszcze na całym ciele, a później tylko zatapialiśmy się w sobie coraz bardziej i bardziej. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
-Więc trochę ci na mnie jednak zależy?- odparł z promiennym uśmiechem kiedy się od siebie oderwaliśmy. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na jego usta. Zamiast odpowiedzi otrzymał pocałunek, ale myślę, że to powinno go zadowolić. Nagle dookoła rozległy się oklaski i gwizdy. Niechętnie się od siebie oderwaliśmy i jeszcze przez kilka minut po prostu staliśmy wpatrując się w siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał :)
Czekam na wasze komentarze, linki do blogów, głosy w ankiecie, itd.  


Następny rozdział = 8 komentarzy  :)

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 7

,,Oczami Arthura''
Klęczałem przy zapłakanej Rose, starałem się ją pocieszyć, wesprzeć w takim momencie. Wracałem z treningu kiedy zobaczyłem ją roztrzęsioną przy nieprzytomnym Nathanie. Od razu zadzwoniłem po pogotowie, a potem po Chrisa, który przyjechał w niecałe 15 minut. Obejmowałem Rosalie, chciałem ją przed tym ochronić, ale niestety nie umiałem. Chris chodził nerwowo w tą i z powrotem, od czasu do czasu pochylając się nad Natem, jakby chciał sprawdzić czy nie odzyskał przytomności. Karetka przyjechała po 20 minutach, które wydawały się wiecznością. Postanowiłem pojechać razem z nimi do szpitala- Rosalie nie powinna być teraz sama.
Po dotarciu na oddział musieliśmy czekać na korytarzu, dopóki lekarze nie dowiedzieli się co mu jest. Przez drzwi wejściowe nagle wparowała Lily z AJ'em. Nie pytając o nic podeszła do Rose, przytuliła ją, a ta zaczęła płakać jej w ramię. Widocznie Chris im powiedział.
-Co z Nathanem?- westchnął ponuro AJ podając mi rękę w geście przywitania.
-Jeszcze nie wiadomo.... to wy się znacie?- również podałem mu dłoń i zmarszczyłem lekko brwi.
-To długa historia. Nie chcę nic mówić, Nate sam niech wam powie.- rzucił chowając ręce do kieszeni spranych jeansów.
-Co z nim?- zapytała Lily gdy tylko lekarz wyszedł z sali, nie wypuszczając z ramion Rose.
-Wygląda na to że zasłabł. Robimy jeszcze testy na obecność szkodliwych substancji.- powiedział przeglądając coś w karcie. Lily mogła to uznać za zlekceważenie, a to na pewno nie doprowadziłoby do niczego dobrego. Już widziałem tą złość w jej oczach.
-Możemy się z nim zobaczyć?- zapytał głos za plecami moimi i AJ'a. Obróciłem się i zobaczyłem Chrisa.
-Jest nieprzytomny, ale możecie wejść. Byle nie na długo- dodał lekarz, ale już wpakowaliśmy się ma salę. Pokój wypełniony był zieloną poświatą- pewnie dlatego że żaluzje w oknach nie były odsłonięte. Na jednym z dwóch łóżek leżał Nathan podłączony do jakiś urządzeń i  kroplówki.W pomieszczeniu słychać było tylko nasze oddechy, łkanie Rose i stłumione pikanie sprzętu medycznego. Siostra Nathana rzuciła się do łóżka i z troską przyglądała bratu.
-Będzie dobrze.- szepnęła jej Lily i potarła plecy dłonią. Dopiero w tym momencie dostrzegłem, że AJ wygląda na przestraszonego.
-Dobrze się czujesz?- zapytałem, ale chłopak nie odpowiedział tylko wyszedł z sali.
-Pójdę za nim i przy okazji kupię nam kawę.- westchnął Christopher i zniknął za szklanymi drzwiami. Nagle przypomniałem sobie jak sam mając 11 lat leżałem w szpitalu. Miałem problemy z sercem, pamiętam, że bardzo się bałem.... Wtedy w sali znowu pojawił się lekarz.
-Nie wiecie czy ten chłopak miał styczność z jakimiś używkami? Narkotyki, alkohol, papierosy? Istotna może się okazać nawet informacja o tym co jadł. Robimy testy, ale zanim przyjdą wyniki, minie parę godzin.- powiedział ten sam mężczyzna, który pozwolił nam się zobaczyć z Natem.
-Rose..- odparła cicho Lily dając znak Rosalie, że to ważne i powinna odpowiedzieć.
-Zjadł tylko chrupki z mlekiem i wyszedł do pracy.- jej głos był słaby i neutralny.
-A ma kontakty z używkami?
-Rose.- zasygnalizowałem jej gdy ta zamyślona nie odpowiedziała.
-Chyba tak. Ale nie wiem z jakimi dokładnie.- powiedziała ocierając łzy i spuszczając wzrok. Lekarz zaczął coś notować, a ja z Lilianą popatrzyliśmy na siebie znacząco. Nie wiedzieliśmy że Nathan ma coś wspólnego z tego typu sprawami.

,,Oczami Niny''
Bzzzzz- rozległ się dźwięk domofonu przy bramie. Bez zbędnych pytań Lily albo jej ojciec otworzyli bramę a ja weszłam na podwórko. Stanęłam przed drzwiami i już miałam zadzwonić do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły.
-Dzień dobry..- wydukałam zaskoczona.
-Cześć.-odparł Thomas, ojciec Liliany.- Lily nie ma.- odpowiedział bez żadnych emocji.
-No cóż, a mogłabym na nią poczekać? Umówiłyśmy się że dzisiaj zrobimy pro...- zaczęłam ale w pół słowa przerwałam. Nie mogłam powiedzieć że projekt, bo przecież była połowa wakacji. No, chyba że ''Project X'', ale nie sądzę żeby go to zadowoliło.- Że zrobimy dzisiaj plan. Wyjazdu.- odparłam. Wiedziałam, że wyczuł kłamstwo i mi nie wierzy, a teraz przygląda mi się tymi przenikliwymi oczyma. Spodziewałam się, że zaraz odeśle mnie stąd z kwitkiem, ale tak się jednak nie stało.
-W porządku wejdź.- westchnął i sam zanurzył się w głąb pomieszczenia. Niepewnie przeszłam przez próg.
-Robię właśnie obiad. Chcesz coś do picia?- zapytał zajmując miejsce w kuchni. Poszłam za nim i odparłam:
-Nie, dziękuję. Można spytać co pan gotuje?- zapytałam patrząc na jego ręce, błądzące po różnych produktach. No to zaczynamy i to w dodatku 1:0 dla mnie. Widać, że nie był mistrzem kuchni, a ja bardzo lubiłam gotować.
-Robię ostrygi.- powiedział szukając czegoś na blacie. Jak tak na niego patrzyłam, chciało mi się śmiać. Biedny, zagubiony facet w kuchni.
-Mogę panu pomóc? Bardzo lubię gotować.- stwierdziłam z uśmiechem. Mężczyzna przerwał swoje zajęcie i spojrzał na mnie uważnie.
-Mów mi Thomas.- odparł i znów spuścił wzrok.- Powiedziałbym, że nie trzeba, ale chyba faktycznie przyda mi się pomoc.- powiedział uśmiechając się. Od razu zabrałam się do roboty o nic go nie pytając. Co prawda przy ostrygach nie ma dużego pola do popisu, ale trudno. Stanęłam obok Thomasa i zajęłam się ostrygami.
-Przygotuj warzywa.- rozkazałam bez większych emocji zajęta małżami.
-Okej.- odparł niepewnie mężczyzna przyglądając mi się kątem oka. 15 minut później skończyłam, więc postanowiłam pomóc przy dodatkach. Chwyciłam za nóż leżący po stronie Thomasa i.... dostałam klapsa w rękę.
-Hej.- odparłam udając niezadowoloną.
-Warzywa miały być moje.- odparł nie odrywając się od obierania marchewki. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc też plasnęłam go po ręce, a ten szybko to zauważył i złapał mnie za nadgarstek.
Szturchnęłam go biodrem i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy, a potem przerodziło się to w głośny śmiech. Zaczęliśmy się lekko popycha, szturchać i dźgać.
-Uważaj!- krzyknęłam ale było już za późno. Nóż leżący na dece do krojenia zanurzył się w dłoni Thomasa. Syknął z bólu albo z zaskoczenia, bo gdy tylko spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń, jego twarz była praktycznie bez wyrazu.
-Trzeba to przemyć, odkazić i zabandażować albo zakleić...- powiedziałam chaotycznie  szukając apteczki.
-Spokojnie.- odparł spokojnym kojącym głosem, kładąc swoją rękę na moich plecach. Poczułam jak bluzka przesiąka jakąś substancją.
-Thomas!- gwałtownie pisnęłam wyginając się do tyłu, ale nic to nie dało. Na tyle mojej kremowej koszuli został podłużny karmazynowy ślad, który po chwili ściemniał.
-Wybacz, to był odruch...- odparł kręcąc głową Thomas.
-No trudno. Opatrzymy ci tą rękę, a potem pójdę do domu to zaprać.- powiedziałam. Nie byłam na niego zła.
-Zanim dojedziesz do domu krew zaschnie. Wypiorę ci ją tutaj.- odparł oglądając swoją ranę.
-Nie mam nic na przebranie.- powiedziałam niepewnie, zmieszana. Thomas podniósł wzrok i zaczął się śmiać.
-Przecież dam ci coś innego. Chyba nie sądziłaś, że chodziło mi o to żebyś zdjęła bluzkę i paradowała po domu.- parsknął promiennie na mnie patrząc. Wiedziałam że ten obraz utkwi mi w pamięci do końca życia. Ten uśmiech, te oczy....
-Domyślam się, że Liliana mogła ci o mnie naopowiadać różnych rze...- zaczął, ale weszłam mu w słowo:
-Wiesz jaka jest Lily. Pomimo, że wygląda jakby zawsze wszystko robiła świadomie, to wcale tak nie jest. Działa pod wpływem emocji.- lekko uniosłam brwi do góry i wciągnęłam usta.
-Jak my wszyscy.- dodał cicho unikając mojego wzroku.
-Ma to po tobie. Macie podobne rysy twarzy.- zauważyłam.
-Tak. Charaktery chyba też.- dodał ze śmiechem, który był raczej smutny.... martwy.
-No i gdzie ta apteczka?- zapytałam żywo, prostując się.
-Weź sobie jakąś bluzkę od Lily i przynieś tą twoją, a ja w tym czasie znajdę apteczkę.- powiedział unosząc kąciki ust, ale nie był to uśmiech. Odwróciłam się i powędrowałam do pokoju mojej przyjaciółki. Z szafy wyjęłam pierwszą lepszą bluzkę. Co do kolorystyki nie miałam zbyt dużego wyboru- wszędzie czarne, białe i szare ubrania przeplatały się ze stonowanymi nadrukami. Były tam jeszcze nieliczne egzemplarze ciuchów w kolorze bordowym, granatowym i czymś co można opisać jako zgniłą zieleń. Podeszłam do łóżka i położyłam na nim wybraną przeze mnie, białą koszulkę.
Zdjęłam tą moją i dłonią odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam przed siebie. Drygnęłam widząc przed sobą postać i na chwilę nieświadomie wstrzymałam oddech.
-Jezu...- uśmiechnęłam się sama do siebie. Przestraszyłam się własnego odbicia. Zręcznie chwyciłam i założyłam czystą koszulkę, po czym zgarnęłam zaplamioną i powędrowałam z powrotem do kuchni.
-Znalazłem.- rzucił Thomas nie patrząc na mnie.
-Daj, ja to zrobię.- powiedziałam odkładając bluzkę na blat, widząc że chce sam przemyć sobie ranę. Moje słowa zabrzmiały bardzo władczo, ale Thomas próbował sam sobie poradzić. Co za uparciuch. Zerknęłam jeszcze raz na jego twarz, a potem znowu na plastikową buteleczkę, którą trzymał w dłoni.
-Daj to.- rzuciłam wesoło i sama mu ją zabrałam.
-Eeej.- udawał oburzonego, co sprawiło że zaśmiałam się w głos.
-Uważaj, teraz może trochę zapiec...- powiedziałam już całkiem poważnie, zbliżając nasączony wodą utlenioną wacik do jego dłoni.
-Ssss- skrzywił się Thomas. -Miało tylko trochę zapiec.- odparł patrząc na mnie ze skwaszoną miną. Parsknęłam śmiechem, który chciałam stłumić, ale tylko roześmiałam się jeszcze głośniej a Thomas za mną.
-Dobra, owinę to bandażem.- rzucił promiennym głosem patrząc na mnie z ukosa i przygryzając dolną wargę. Dziwne, ale zamiast cieszyć się chwilą w mojej głowie pojawiła się dominująca myśl- przestań tak na mnie patrzeć! Odbiła się w mojej głowie echem, ale starałam się jej pozbyć.
-Pomożesz mi?- zapytał odrobinę wycofany kiedy zobaczył, że z tym naprawdę sam sobie nie poradzi.
-Jasne, daj.- powiedziałam słodkim głosikiem i kiedy chciałam wziąć od niego bandaż nasze palce przez przypadek się splotły. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i lekko otworzyliśmy usta. Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić...
-Jestem...- nagle usłyszeliśmy głos dobiegający zza moich pleców.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Naprawdę bardzo, bardzo Wam dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. One strasznie motywują :)
Z góry przepraszam że ten rozdział nie wyszedł najciekawiej, ale akcja się rozkręca, więc będzie lepiej :P

Co myślicie o takim przebiegu akcji?

Pozdrawiam, czekam na wasze komentarze i do następnego :*



środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 6

,,Oczami Elizabeth''
-To co? Idziemy?- zapytałam schodząc z ostatniego stopnia schodów. Nick właśnie zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni, po czym spojrzał na mnie spod głowy i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Tak. Ładnie wyglądasz.- odparł mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry.
-Dzięki.- odparłam z szerokim uśmiechem.
To jedna z nielicznych okazji kiedy włożyłam moje czarne szpilki. Nie noszę szpilek; i bez nich jestem od każdego wyższa. Tyle, że Nick był ode mnie o głowę wyższy, więc pomyślałam czemu nie. Do czarnych szpilek dobrałam białą plisowaną spódnicę, koszulę z wieloma małymi logami The Rolling Stones, czarną kamizelkę i kapelusz, a także złotą biżuterię. Kiedy wyszliśmy z domu, chwyciłam Nicka pod ramię i zadowoleni praktycznie bez powodu, ruszyliśmy do kina.
-Podjedziemy moim autem, ok?- zapytał niechętnie opuszczając moją rękę.
-Myślałam że pójdziemy na piechotę.- powiedziałam, chociaż w sumie było mi to obojętne.
-To kina jest stąd dobry kawałek, a wątpię żebyś dała radę w takich butach.- odparł śmiejąc się.
-Mogłabym protestować, ale chyba masz rację.- stwierdziłam po chwili namysłu. Nick otworzył mi drzwi od strony pasażera i posłał szarmancki uśmieszek. Odwzajemniając go wsiadłam do wozu i wygodnie usadowiłam się na siedzeniu. Chwilę potem Nick usiadł obok i odpalił swoje białe BMW. Jechaliśmy szybko, ale wcale mi to nie przeszkadzało, lubiłam szybką jazdę. Co jakiś czas spoglądałam na niego kątem oka i zauważyłam że on na mnie też.
-Jakie lubisz filmy?- zapytałam w pełni opierając się komfortowi jaki zapewniał samochód, który był cichy i ekstrawagancki. Nick najpierw spojrzał na mnie, po czym odparł.
-Thrillery i komedie.
-To dobrze. Ja lubię komedie, dramaty i takie w których auta wybuchają.- powiedziałam z entuzjazmem, a chłopak zaczął się śmiać.
-Bardzo mnie to cieszy.- rzucił z uznaniem i zabawną miną.
-Jesteśmy.- odparł jakieś pięć minut później, zaciągając hamulec ręczny. Wysiadł z auta i truchtem podbiegł do moich drzwi, chociaż sama zdążyłam już nacisnąć klamkę. Nick obserwował jak wysiadam przytrzymując mi drzwi. Weszliśmy do kina i pierwsze na co zwróciłam uwagę, to plakaty zachęcające do obejrzenia danego filmu. Gdzieniegdzie pojawiały się kartonowe postacie bohaterów. Po lewej stronie był korytarz prowadzący do toalet i kasy, po prawej kanapy i stoliki, a pośrodku niezbyt długi hol z drzwiami po obu stronach prowadzących na sale kinowe. Przed prawie każdą z nich stały tak zwane bramki z aksamitnym sznurem, który odpinał gość od biletów. Wystrój kina był utrzymany w czerwono-granatowo-czarnej kolorystyce. Najbardziej urzekł mnie jednak sufit nad holem. Był wysoki, czarny, połyskujący z tysiącami różnej wielkości lampek. Sprawiał wrażenie rozgwieżdżonego nocnego nieba. Lustra na ścianach tylko podkreśliły ideę tego pomysły. Nagle poczułam nisko na plecach czyjąś dłoń.
-Masz już na oku jakiś film?- zapytał Nick patrząc na mnie ciepło i opiekuńczo. Ach, to jego spojrzenie...
-Jeszcze nie, muszę dokładniej się rozejrzeć.
-W porządku.
-A ty masz jakąś propozycję?- zapytałam oglądając plakaty.
-Patrzyłem na ''Kar(l)a'' i''After Dark''.- odparł z rękoma w kieszeniach.
-To może chodźmy na tą ''Kar(l)ę''.- wzruszyłam ramionami, przyglądając się plakatowi z brązowowłosą dziewczyną o ślicznej twarzy i czarnowłosym, szczupłym, ale wysportowanym chłopakiem.
-Ok. Chcesz coś do picia?- spytał Nick.
-Nie. Pójdę kupić bilety.- odparłam i ruszyłam kilka kroków przed siebie, ale Nick zaszedł mi drogę.
-Ja cię zaprosiłem, więc ja za wszystko płacę.- złapał mnie za ramiona i mówił tak jakby zaraz chciał się upewnić czy  zrozumiałam.
-No chyba żartujesz. Wolę być niezależna. Zapłacę za siebie.- zapewniłam go.
-Oj Elizabeth.- Nick parsknął śmiechem.- Przecież nawet nie wzięłaś torebki.- dodał kręcąc głową. Spojrzałam na siebie i uświadomiłam sobie że ma rację. Kurde, jak to możliwe, przecież nigdzie się nie ruszam bez portfela i telefonu.
-Widocznie ja tak na ciebie działam.- odrzekł Nick jakby czytał  mi w myślach. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Był bardzo bystry, może aż za bardzo. Odrobinę się wystraszyłam; równie dobrze mógłby teraz wywieźć mnie gdzieś do lasu, a ja nie miałabym nawet jak wezwać pomoc.
-Spokojnie, przecież nie jestem jakimś psychopatą.- odparł lekko Nick.
-Co?- Tylko to pytanie mi się nasuwało. A może on naprawdę umie czytać w myślach...
-Nieważne...- spojrzał na mnie dziwnie lekko marszcząc brwi.- Usiądź tu i zaczekaj, a ja pójdę po bilety.- odparł widząc mój nieobecny wyraz twarzy. Chwilę później wrócił z wielkim pudłem popcornu i dwiema małymi pepsi i biletami.
-Niepotrzebnie to wszystko kupiłeś.- odparłam chcąc pozbyć się wcześniejszych myśli, jednocześnie wstając.
-Drobiazg. Chodźmy.- rzucił Nick i niedługo po tym zajęliśmy miejsca w jednym z rzędów położonych dostatecznie wysoko. Na sali nie było zbyt wiele osób.
-Chciałabym się jeszcze trochę o tobie dowiedzieć.- odparłam starając się rozluźnić i obracając lekko ku niemu.
-Pytaj.- odparł z uśmiechem i spojrzał mi głęboko w oczy. Potem jego wzrok wędrował w dół mojego ciała i Nick przygryzł dolną wargę.
-Masz może w Las Vegas jakąś dziewczynę?- walnęłam prosto z mostu. Chłopak zaśmiał się w głos, ale odpowiedział.
-To co robię może ci się nie spodobać, ale nie lubię zobowiązań.- westchnął.
 -Czyli masz wszystko to co w związku, bez związku?- dopytałam dla jasności.
-Chyba można tak powiedzieć.... A jak jest z tymi sprawami u ciebie?- skinął na mnie głową.
-Cóż... w tych tematach u mnie nie dzieje się praktycznie nic.- odparłam wesoło, patrząc na niego.
-Jak chcesz możemy to zmienić.- odparł gładko Nick. W tym samym momencie, jakby na jego zawołanie na sali zgasły wszystkie światła i włączył się ogromny ekran. Nieświadomie na chwilę wstrzymałam oddech i jednocześnie poczułam się bardzo nieswojo. Film się zaczął. Przez pierwsze 20 minut udawałam że tak mnie wciągnął, że nie mogę oderwać wzroku, a tak naprawdę bałam się znowu na niego spojrzeć. W końcu pomyślałam, że to głupie- przecież jakby nie było to mój kumpel, a nawet jakby coś między nami było to co z tego, może najwyższa pora. Racze nie myślałam o nim jak o przyszłej sympatii, no ale dlaczego nie? Jest przecież przystojny, szarmancki, wysoki, troskliwy, zabawny i w dodatku bogaty. Każda normalna dziewczyna nie wahałaby się ani chwili, więc czemu ja nie mogłabym być jedną z nich...? Może dlatego że potrzebuję kogoś lojalnego i bardziej czułego, delikatnego... no i stałego. Tak. Jak do tej pory siedzieliśmy w ciszy, ale widziałam kątem oka, że co jakiś czas na mnie zerka. Czasami nasze dłonie spotykały się w wielkim pudle po popcornie, wtedy szybko swoją zabierałam i niby że wolałam napić się pepsi. Ulżyło mi kiedy pomyślałam że Nick niedługo wraca do Las Vegas.

,,Oczami Christophera''
-Woooow!!!!!!!- krzyknęła mi do ucha Liliana nieco mocniej obejmując mnie w pasie gdy jeszcze bardziej przyspieszyłem. Doskonale wiem że uwielbia ze mną jeździć i często to wykorzystywałem. Czasem wpadaliśmy za prędkość i brak kasków, ale nigdy z nimi nie jeździłem i nie będę. To ogranicza, nie możesz poczuć tego wszystkiego tak samo, w kasku nie doznasz tak wielkiej adrenaliny. A gdyby przeznaczone mi było umrzeć na motocyklu, to kask i tak na nic by się nie zdał. Z piskiem opon zjechaliśmy z asfaltowej nawierzchni na kostkę brukową.
-Jesteśmy zatrzymałem maszynę i podparłem się na prawej nodze poprawiając swoje okulary, które lekko zsunęły mi się z nosa. Lily zwinnie zeskoczyła ze skórzanego siedzenia i również poprawiła swoje przeciwsłoneczne szkiełka. 
-To jak, idziemy?- spytała z entuzjazmem. Złożyłem ręce na piersi i niepewny co do jej wyboru, po raz kolejny zadałem pytanie:
-Chcesz ten tatuaż na sto procent? 
-Mówiłam ci tysiąc razy że tak! Będzie inny niż ten twój. ale jednocześnie będą ze sobą spójne.
-W takim razie chodźmy.- westchnąłem zsiadając z motocykla. Na twarzy Lily pojawił się szeroki uśmiech, wyraźnie się tym wszystkim podekscytowała. Zeszliśmy w dół po schodach prowadzących do drzwi za którymi krył się salon. Lily weszła pierwsza i zatrzymała się z brzegu, po lewej stronie. 
-Siema Chris. Co cię tu sprowadza?- zapytał AJ (czyt. EjDżej). Znaliśmy się jeszcze z gimnazjum. On sam miał włosy w kolorze ciemnego blondu zrobione na irokeza z wiśniowymi pasemkami i neutralnie zielonymi oczami. Nie był- tak jak mogło się wydawać- cały wytatuowany. Tatuaże miał jedynie na lewej ręce i prawym uchu. Gdzieniegdzie na twarzy można też było dostrzec kolczyki. 
-AJ, to jest moja dziewczyna Lily.- powiedziałam wskazując na nią. Mój kumpel zmierzył ją wzrokiem i z uznaniem pokiwał głową.- Chciała zrobić sobie tatuaż.
-Jasne nie ma sprawy. Masz już na niego pomysł?- swoje pytanie skierował do Lily.
-Tak. Wiesz jaki Chris ma, ten nie na przedramieniu tylko trochę wyżej... Jego jest pusty i zwrócony do dołu. Ja bym chciała trochę mniejszy i wypełniony.- wytłumaczyła mu. AJ pokiwał głową i dodał:
-Wybrałaś miejsce?
-Tak, nadgarstek.- stwierdziła z uśmiechem kończąc temat dotyczący estetyki. Nie będzie zbyt dużo roboty przy tak małym i nieskomplikowanym wzorze. 
-Weźmy się teraz za papiery, żeby potem mieć je z głowy. Potem narysuję dla pewności wzór żeby sprawdzić czy dokładnie tak go sobie wyobrażałaś i zabierzemy się do roboty. Rachel ma teraz klienta, ja nie, więc się tobą zajmę.- podsumował AJ i wszyscy podeszliśmy do lady gdzie załatwiliśmy sprawę z formularzem. Dla formalności AJ musiał spytać Lily o wiek, wszystko poszło bardzo szybko. Kilkanaście minut później, Liliana siedziała już na fotelu, bo wzór także został dokładnie omówiony. Uśmiechem który zresztą odwzajemniła dodałem jej otuchy i wokół rozległ się dźwięk maszynki do tatuaży. AJ najpierw ją przetestował, odkaził miejsce i tym podobne, a Lily przez ten czas robiła zabawne miny i udawała że już strasznie ją boli. W tym samym momencie zadzwonił do mnie telefon.
-To Arthur.- powiedziałem na głos.- Siema, wiesz co, jestem z Lily u AJ'a  i.... Co?! Wezwij pogotowie, szybko. To dobrze. No tak, zaraz tam będę.- Starałem się zachować spokój w głosie.
-Co się stało?- zapytała zaniepokojona Lily....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  
Strój Elizabeth: KLIK

Chciałam Wam bardzo podziękować za każdy komentarz, zwłaszcza pod ostatnim rozdziałem. Są one dla mnie naprawdę bardzo ważne :) 
Chętnie też zaglądam na blogi do których linki zostawiacie ;D

Chciałam jeszcze zapytać Was o kilka spraw... :)
1. Podoba ci się obecny wygląd bloga?
2. Podoba ci się muzyka? Czy przeszkadza ci podczas czytania?
3. Co sądzisz o fabule? Jest przewidywalna i banalna?

Wiem że ten rozdział wyszedł nudny ;/
Za odpowiedzi z góry dziękuję. To do następnego! :*

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 5

,,Oczami Nathana''
W ogóle nie zastanawiałem się o co wczoraj chodziło mojej siostrze, ale teraz myślę, że powinienem. Nie wiem co miała na myśli, ale to chyba nie oznaczało nic dobrego. Zaraz  pewnie wyjdzie z pokoju i czeka mnie ta rozmowa. Chwilę później stało się tak jak podejrzewałem. Rose wyszła z pokoju i stanęła przede mną składając ręce.
-Porozmawiamy?- zapytała obserwując moje ruchy.
-O czym?- naprawdę chciałem wiedzieć o co jej właściwie chodzi.
-O tobie.- odpowiedziała delikatnym tonem. Na te słowa zastygłem w pół ruchu. Z niepewnym uśmiechem odłożyłem butelkę z mlekiem i opierając się o stół odpowiedziałem:
-W porządku. Mów.
-Usiądź.- westchnęła i sama usiadła na krześle. Zrobiłem co mówiła i udając mega sztywniaka, wyprostowałem się na maksa i splotłem ze sobą palce obu dłoni.-To nie jest śmieszne.- dodała widząc moje zachowanie.
-Co cię naszło?- zapytałem nieco mniej pewnie będąc już sobą.
-Okłamałeś mnie. Teraz ciężko mi będzie zaufać ci tak jak wcześniej.- powiedziała z pełną powagą.
-Rose, o czym ty mówisz?- nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać.
-Widziałam cię wczoraj z twoimi znajomymi. Paliliście, a niektórzy byli albo naćpani albo upici. Kiedy wpadłeś w takie towarzystwo?- zapytała rozżalona, a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
-Śledziłaś mnie?!- oburzyłem się.
-Nie. Byliśmy na imprezie, zobaczyłam was przez przypadek.
-Rose to nie do końca tak jak myślisz. Oni nie są nałogowymi narkomanami bez życia. Owszem, czasem jarają, ale bez przesady. Takie czasy.- odparłem jak gdyby nigdy nic. Nie chciałem kłócić się z Rosalie, ani żeby wybuchła jakaś afera, więc postanowiłem po prostu wszystko wytłumaczyć.
-Martwię się o ciebie. Nie chcę żebyś wpadł w jakieś kłopoty, albo stała ci się krzywda.- Rose wyrzuciła to z siebie jednym tchem. Widziałem, że bardzo to przeżywa. Za bardzo.
-Wiesz co, ja lecę do sklepu, bo zaraz mam zmianę, a potem na próbę. Mogę ci tylko powiedzieć, żebyś się o mnie nie martwiła, bo wszystko jest w porządku.- odparłem wstając i zakładając na siebie bluzę. Chyba nie do końca ją przekonałem co do swoich słów, ale taka była prawda. Równie dobrze mógłbym powiedzieć że też się o nią martwię, bo obraca się w towarzystwie np. Lily czy Chrisa i tej całej reszty. Wszyscy mamy jakieś swoje grzeszki.

,,Oczami Elizabeth''
Zacisnęłam mocniej powieki i przeciągnęłam się na łóżku, powoli otwierając oczy. Na pościel padały smugi ciepłego, porannego światła. Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy i leniwie wstałam z łóżka. Całe szczęście, że nie wypiłam wczoraj dużo- nie wyobrażam sobie jak w taki piękny poranek, nawiedzałby mnie 'kac morderca'. Zgarnęłam z krzesła przy biurku moje najukochańsze, szare dresy i bluzę.
-Lizy, ja idę do pracy, taty też już nie ma, w kuchni masz naleśniki. Jak chcesz to sobie odgrzej na śniadanie.- powiedziała mama wpadając do mojego pokoju.
-Ok. Dzięki.- rzuciłam. Mama zamknęła drzwi, a na schodach usłyszałam stukot jej kroków. Sama przebrałam się w rzeczy które trzymałam i z pustym brzuchem zeszłam na dół. Otworzyłam lodówkę i wzięłam naleśniki i truskawkowy dżem. Położyłam wszystko na wysepce kuchennej i zimne naleśniki posmarowałam dżemem. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiona oblizałam kciuka i ruszyłam do nich by otworzyć.
-Cześć.- powiedziałam z uśmiechem, robiąc mały krok w tył.
-No cześć.- odpowiedział z szalonym uśmiechem.
-Co ty tutaj robisz? Nie jesteś w Las Vegas razem z Jamesem?- zapytałam na moment marszcząc brwi.
-Byłem.- odparł Nick.- Przyjechałem do rodziców i pomyślałem że odwiedzę dawną sąsiadkę.- spojrzał na mnie znacząco, w uśmiechu unosząc kącik ust. Nick miał 22 lata i trzy lata temu wyjechał ze swoim młodszym bratem; 20-letnim Jamesem do Las Vegas. James i ja byliśmy przyjaciółmi, ale po jego wyjeździe nasze relacje nieco się pogorszyły. Odwiedziny Nicka mocno mnie zdziwiły, bo nigdy specjalnie za nim nie przepadałam.
-Mogę wejść?- zapytał przyjaźnie.
-Tak, tak. Przepraszam.- parsknęłam trochę zmieszana, że sama mu tego nie zaproponowałam.
-Dzięki.
Nick przekroczył próg nie spuszczając ze mnie wzroku. Był szczupłym, wysokim blondynem ze lśniącymi oczami.
-Usiądziesz?- zapytałam wskazując dłonią kanapę.
-Czemu nie.
-Na długo wróciłeś?- spytałam zza kuchennej wyspy, zawijając naleśniki.
-Prawie do końca wakacji.
-To fajnie.- odparłam z uznaniem.- Chcesz coś co jedzenia albo picia?- zerknęłam na niego ukradkiem.
-Może twoją specjalność. Pamiętasz? Cytrynowe kiwi?- wstał z kanapy i podszedł do mnie z szerokim uśmiechem.
-Nie robiłam go odkąd wyjechaliście.- rzuciłam radośnie na przypływ miłych wspomnień.
-Może pora to powtórzyć.- zapytał z nadzieją.
-No nie wiem.- westchnęłam.- Jak znajdziesz produkty to możemy spróbować.
-Okej.- w jego oku dostrzegłam błysk, który widziałam wcześniej tylko u Jamesa. Jedząc naleśnika przyglądałam się poszukiwaniom składników.
-Mam wszystko.- odparł rozkładając ręce na wysokość bioder, a potem chowając je do kieszeni.
-Super.- kiwnęłam głową lekko wytrzeszczając oczy. Odłożyłam naleśnika na talerzyk i zaczęliśmy przyrządzać cytrynowe kiwi. To kiwi z cytryną, lodem i sokiem z limonki. Zawsze się przy tym śmialiśmy i zabawnie wykrzywialiśmy. Kiedy już skończyliśmy i zjedliśmy od razu jakoś się rozluźniliśmy.
-James przyjechał z tobą?- zapytałam patrząc mu w oczy.
-Ja bym ci nie wystarczył?- zapytał i zbliżył się do mnie przygryzając dolną wargę.
-To mój przyjaciel. Chciałabym go zobaczyć.- wzruszyłam ramionami pesząc się jego zachowaniem.
-Nie przyjechał ze mną. Dojedzie za półtora tygodnia, bo musiał poskładać jakieś papiery na uczelnie.- powiedział już normalnie, odwracając się do mnie bokiem i spuszczając wzrok.
-Dużo się u was zmieniło przez te 3 lata?- zapytałam splatając ręce na klatce piersiowej.
-Bywało różnie, ale długo by opowiadać. A co u ciebie?- skinął głową w moim kierunku.
-Właściwie to niewiele się zmieniło. Jedynie wzbogaciło się grono moich przyjaciół o parę osób i dałam sobie spokój z pływaniem.
-Jak to? Już nie pływasz?- odparł zdziwiony z zabawną miną.- Przecież wymiatałaś, ja i James ledwo cię doganialiśmy!
-No wiem, ale tak jakoś wyszło.- powiedziałam i w tym samym momencie do Nicka zadzwonił telefon.
-Przepraszam cię...-spojrzał na mnie przepraszająco.
-Spoko, odbierz.- odparłam dając mu do zrozumienia, że wcale mi to nie przeszkadza. 
-Może pójdziemy zaraz do kina?- zapytał tuż przed odebraniem.
-Ok, przebiorę się.- dodałam półgłosem wskazując sufit, bo Nick miał już telefon przy uchu. Skinął mi tylko głową na znak że to usłyszał.

,,Oczami Niny''
Przed chwilą zadzwoniła do mnie Lily, że jej ojciec jest w domu i możemy powoli wcielać w życie ten cały plan. Nadal uważam że to szaleństwo, ale w końcu raz się żyje, a przy tym mogę w dodatku pomóc przyjaciółce. Postanowiłam znaleźć jakieś seksowne wdzianko, które jednocześnie będzie do mnie pasowało. Kiedy już się w nie przebrałam, przejrzałam się w lustrze i wzięłam głęboki oddech. Złapałam za torebkę leżącą na łóżku i wyszłam zamykając wcześniej mieszkanie. Około 20 minut później wysiadłam na ostatnim przystanku metra, znajdującym się jakieś 5-10 minut piechotą od domu Liliany. Szybko pokonałam drogę i z uśmiechem na twarzy zadzwoniłam domofonem do bramy, która zaraz po tym się otworzyła. Lily wyszła przed dom.
-Gotowa?- zapytała Lily z uśmiechem który miał dodać mi otuchy.
-Tylko mi go dzisiaj przedstawisz.- wzruszyłam ramionami.
-To chodź.- odparła Liliana. Znalazłyśmy się w ślicznym pomieszczeniu; było duże i zatopione w beżowym świetle, przez nieodsłonięte jeszcze kotary w oknach. Intrygowało mnie tak świetne połączenie nowoczesności i czegoś z okresu baroku, a za razem klasycyzmu. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się schody na półpiętro. Z lewej zaś... stał jakiś mężczyzna odwrócony do nas tyłem. W jednej ręce trzymał szklankę z jakimś napojem, a w drugiej jakieś kartki które chyba czytał. Nie zauważył kiedy weszłyśmy. Obrócił się o 90 stopni i ze zmarszczonymi brwiami usiadł na kanapie. 
-Tato, to jest moja przyjaciółka Nina. Nino, to mój ojciec Thomas.- odparła Lily ciągnąc mnie za sobą za rękę. Ojciec Liliany spojrzał na nas.
 Miał bardzo wyraźne rysy twarzy które dodawały mu powagi. Jego kruczoczarne włosy lekko opadały mu na oczy. Najbardziej niesamowite oczy jakie widziałam. Były skupione i tak szare, że aż niemal przeźroczyste. Wyglądały wręcz nienaturalnie bosko. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że wpatruję się w niego jak w obrazek, ale widać jemu to nie przeszkadzało bo spojrzał na mnie ciepło i posłał słaby uśmiech.
-Dzień dobry.- wyrzuciłam słabym głosem.
-Miło cię poznać.- odparł mężczyzna i skiną głową.- O co chodzi?- zwrócił się już do Lily.
-Jak to o co? Przedstawiam ci moją kumpelę. To wszystko, wydawało mi się że jeszcze się nie znacie.- rzuciła niewinnie Liliana robiąc dobrą minę do złej gry.
-Mam uwierzyć że nagle coś w tobie pękło i chcesz naprawić nasze relacje zaczynając od poznania mnie z twoimi znajomymi?- Thomas uniósł brwi do góry. Jak na 36 lat wyglądał młodo. O kurcze.... miał 17 lat kiedy urodziła się Liliana.
-Nie... a zresztą po co ja się trudzę, przecież tobie i tak nic nigdy nie pasuje.- stwierdziła ze złością Lily i ruszyła do swojego pokoju. To pewnie część planu. Przepraszająco się uśmiechnęłam do jej ojca i ruszyłam za Lilianą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strój Elizabeth:  KLIK
Strój Niny:  KLIK

Mam nadzieję że choć trochę Wam się spodobał ten rozdział bo według mnie jest beznadziejny :(
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania, bo tak naprawdę one najbardziej motywują!! :)

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 4

,,Oczami Liliany''
Zadzwoniłam do Niny z prośbą o pomoc, a ta pojawiła się u mnie w domu niecałe pół godziny później.
-Jesteś sama?- zapytała tuż po wejściu do mojego pokoju.
-Tak.- odpowiedziałam i zacisnęłam na chwilę powieki, bo ból głowy był nie do zniesienia.
-Jestem, więc mów co chciałaś. Mam dużo roboty, wybacz, ale mam nadzieję że nie przyszłam tu na marne...- powiedziała jakby uprzedzona do mnie.
-Obiecaj że coś dla mnie zrobisz.- przeszłam od razu do rzeczy.
-Zależy co by to miało być.- Nina nabierając pewności siebie, oparła się na łóżku.
-Wolałabym nie, bo się nie zgodzisz.- spojrzałam na nią uważnie. Może nawet zbyt uważnie.
-Skoro tak mówisz to chyba tym bardziej się nie zgodzę.- popatrzyła na mnie rozbawiona.
-Proszę cię. Proszę.- zaczęłam ją błagać.
-Kurde, to chyba Rose jest ta dobroduszna i pomocna.
-Ona nie dałaby rady.- powiedziałam ostrożnie patrząc na jej reakcję.
-Lily, co ty planujesz...?- spojrzała na mnie z błyskiem w oczach.
-Zrobisz to?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Być może, ale najpierw powiedz o co chodzi.
Miałam nadzieję, że Nina się zgodzi- zawsze lubiła wyzwania, choć może nie aż tak jak ja.
-Ehh- westchnęłam- Uwiedź mojego ojca.- powiedziałam krótko. Nina chyba pomyślała że to żart, bo tylko uniosła brwi w górę i zaczęła się śmiać.-Mówię serio.- dodałam swoim normalnym głosem.
-Kompletnie cię popieprzyło? Co to w ogóle za poroniony pomysł?- Nina było w ...lekkim szoku.
-Proszę cie... To ważne. Wtedy zrozumie, że jest złym ojcem, da mi spokój, a ja wyprowadzę się do Chrisa.
-A więc po to to wszystko.
-Zrobisz to dla mnie?
-Lily wiem, że wiszę ci przysługę, ale.. nie mogę tego zrobić. Poza tym nawet nie wiem jak wygląda twój ojciec nigdy go nam nie przedstawiłaś, nie wiem jaki jest.
-Nina, proszę cię. Wszystko dobrze przemyślałam.-zapewniła ją.
-To głupi pomysł, w końcu to twój tata.- Nina spuściła wzrok. Widziałam, że powoli mięknie.
-Szkoda, że zachowuje się jak nastolatek. Poza stałą bandą jego tak samo irytujących jak on... powiedzmy że przyjaciół, bez przerwy sprowadza sobie nowe panny. Mam już tego dość.- wyrzuciłam to z siebie i jakby mi ulżyło.
-Jesteś zazdrosna. Zależy ci na nim.- odparła Nina z przyjacielskim uśmiechem na twarzy.
-Zwariowałaś? Nienawidzę go, od śmierci mamy totalnie się zmienił, nie chcę go takiego znać. Pewnie nawet jej nie kochał.- zmarszczyłam brwi patrząc gniewnie gdzieś za okno.
-Lily ty chyba jesteś ślepa. A nie przyszło ci do głowy, że ty też od tamtego momentu się zmieniłaś? Może zależało mu na niej bardziej niż sądzisz i dlatego wszystko stało mu się nagle obojętne. Może to tak bardzo go bolało.- powiedziała Nina w pełnym przekonaniu co do swoich słów. Szybko otworzyłam buzię po czym ją zamknęłam i spojrzałam na nią smutno.
-Po tym wszystkim powinniście się wspierać, być dla siebie nawzajem. Z tego co mówisz wnioskuję jednak co innego.
-Pewnie masz rację, ale nasze relacje są... bardziej skomplikowane niż się wydaje.- powiedziałam nieco ciszej niż wcześniej.-Więc nie pomożesz mi?- zaczęłam trochę brać ją na litość.
-Lily, pomogę ci. Ale proszę cię, przemyśl sobie to wszystko.- Nina przyglądała mi się troskliwie.
-Ok. Dziękuję.- powiedziałam i przytuliłyśmy się. Byłam jej naprawdę wdzięczna; nie za to że zgodziła się zrobić to o co ją proszę, ale za to że po prostu przy mnie była i chciała dla mnie jak najlepiej.
-Dobra, to jaki mamy plan działania?- zapytała dosyć podekscytowana Nina.
-Najpierw ci go przedstawię.- zaczęłam.
-Tak, to rozsądny początek.- razem z Niną się zaśmiałyśmy.
-Tylko pamiętaj, musimy zachowywać się jak gdyby nigdy nic.
-Wiem. Mów dalej.
-Potem wpadniesz do mnie do  mnie do domu i powiesz że przyszłaś do mnie, robić jakiś projekt... wymyślisz coś. On powie że mnie nie ma...
-A wtedy ja, że przyszłam trochę wcześniej i czy mogłabym poczekać.
-Dokładnie.- byłam z niej zadowolona. Jakoś podnieciłyśmy się tym wszystkim, a złość Niny i moje rozdrażnienie, przerodziły się w śmiech.
-Jak już będziecie trochę sami, to namieszaj mu trochę w głowie.. wiesz o co chodzi. Skończymy to wszystko jak zacznie ci ''ufać'' i wmówisz mu że moja wyprowadzka to dobry pomysł i że bardzo cierpię i takie inne bzdury. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie chcesz żeby doszło między wami do czegoś więcej, więc musisz być uważna.- powiedziałam i skrzywiłam się na myśl o moim ojcu w związku z moją kumpelą. Potem zaczęłyśmy śmiać się praktycznie z byle czego i tak zleciało nam aż do pierwszej w nocy.
-Wiesz co, jakoś nawet nie jestem zestresowana tym swoim zadaniem.- powiedziała z uśmiechem Nina odwracając się w drzwiach wyjściowych.
-Super. Jakbyś była spięta to raczej nic by z tego nie wyszło.- parsknęłam.
-Taak, haha, a gdybym chodziła taka zesztywniała ze śmiesznym tikiem w oku..?- obie zaczęłyśmy się brechtać.
-Idź już lepiej, twoja mama się może wkurzyć, zwłaszcza, że z tego co wiem, masz szlaban po tym melanżu na plaży...?- uśmiechnęłam się zadziornie.
-Nawet mi o tym nie przypominaj... W sumie to mama się i tak nie dowie, poszła na imprezę z firmy.- powiedziała, odwróciła się i odeszła.
-Nina!- krzyknęłam jeszcze za nią. Obróciła się.- Dzięki.- powiedziałam. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, a potem Nina zniknęła w cieniu latarni.

,,Oczami Rosalie''
-Idę na chwile przed lokal, muszę trochę odetchnąć.- krzyknęłam do Elizabeth, kiedy na zegarku była dokładnie 2:35.
-Dobra, ale nie zostawiaj mnie tu na długo.- odkrzyknęła z uśmiechem, nie przerywając zabawy z dwoma nowo poznanymi chłopakami. Jeden z nich miał na imię Denis, ale nie wiem który dokładnie. Wyższy z nich był o kilka centymetrów wyższy od Elizabeth, ale nic dziwnego, w końcu to naprawę wysoka dziewczyna. Miał dłuższe brązowe włosy i kawowe oczy bez połysku. Najbardziej podobały mi się jego smukłe rysy twarzy. Drugi był niższy od Lizy, ale wyższy ode mnie. Miał wygolone po bokach i lekko postawione ku górze blond włosy i zielono-szare, nie za duże oczy. 
Przecisnęłam się przez tłum ludzi i dostałam do tylnego wyjścia- było prawie w tym samym miejscu gdzie spotkałyśmy przed imprezą Lily. Głęboko odetchnęłam i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Moją uwagę oderwał gwar dochodzący z pobliskiego parku, chociaż była to bardziej oaza biegaczy w dzień, a miejsce ''zbuntowanych'' nastolatków i nie tylko; w nocy. Wydeptane szerokie ścieżki, gdzie nie gdzie posadzone w równych rzędach drzewa, a pod nimi niczym nie wyróżniające się ławki.
W tamtym momencie wyraz mojej twarzy zupełnie się zmienił. Spojrzałam uważniej na grupę ludzi zgromadzonych w jednej części parku. Byłam prawie pewna, że widziałam tam Nathana. A więc to są te jego ''inne plany''... nie miałam pojęcia, że obraca się w takim towarzystwie.
 Po powrocie do domu, będę musiała z nim porozmawiać, może ma jakieś problemy. Trochę się na nim zawiodłam- do tej pory ufaliśmy sobie bezgranicznie, wspieraliśmy i szanowaliśmy. Teraz to trochę zmienia postać rzeczy... z ponurych myśli wyrwał mnie głośniejszy odgłos dochodzący z tamtej strony. Wyglądali jakby składali jakiś toast, tyle że zamiast szampana, mieli w dłoniach papierosy i z tego co zaobserwowałam to niektórzy popalali też jointy. Po tym wszystkim odechciało mi się nawet dalszej zabawy.
-Ty też na fajkę?- zapytał stając za mną i zapalającego trzymanego w ustach papierosa niższy z chłopaków których dzisiaj poznałyśmy. Spojrzałam na niego.
-Nie palę.- odparłam patrząc na ulatniający się z tytoniu dym. Chłopak spojrzał na mnie z niegrzecznym uśmieszkiem i dodał.
-To może pora zacząć? Mógłbym cię nauczyć wielu rzeczy.- spojrzał na mnie dziwnie i przysunął się kilka kroków. 
-Nie chcę.... Denis.- powiedziałam, strzelając jego imię. Wybrzmiało odrobinę jak pytanie.- Poza tym palenie zabija.- dodałam z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
-Może właśnie o to chodzi.- spojrzał na mnie spod głowy i przełknął ślinę przez chwilę na mnie patrząc. Potem szybko odwrócił wzrok i wrócił do swojego zajęcia.- I tak w ogóle, to mam na imię Joe.- posłał mi szczery uśmiech, inny niż ten wcześniej. Ten podobał mi się bardziej.
-Oh.. Przepraszam.- również się do niego uśmiechnęłam.- Chcesz o tym pogadać...?- zapytałam bardzo niepewnie.
-O czym?- Joe widocznie nie wiedział o czym mówię.
-Może masz jakiś problem. No wiesz, ludzie nie chcą skracać sobie życia bez powodu.- dodałam nieco pewniej. Chłopak zmarszczył czoło i widocznie bił się z myślami. 
-A co to zmieni?- zapytał przesadnie wesołym tonem. 
-Może ktoś będzie mógł ci pomóc.- rzuciła, śledząc jego ruchy.
-Może.- podkreślił to słowo unosząc przy tym lekko brwi i zaciskając na moment usta. W tej samej chwili zgasił swojego papierosa i spytał jakby zapomniał o naszej wymianie zdań- Wracasz ze mną do środka?
-Tak. Przecież zostawiłam tam swoją kumpelę.- posłałam mu słaby uśmiech, unikając jego wzroku. Chłopak otworzył drzwi i przytrzymał je ramieniem, dłońmi nakazując żebym weszła. Ponownie zlałam się z tłumem ludzi i cały czas idąc przed siebie, wzrokiem zaczęłam szukać Elizabeth. Poszło dosyć szybko- Lizy szalała z Denisem przy barze. 
-Lizy, ja zaraz spadam.- odparłam patrząc to na nią, to na trochę upitego już kumpla Joe'go.
-Zostań jeszcze.- głos Lizy był smutny.
-Nie, jakoś nie najlepiej się czuję.- odparłam i kątem oka zerknęłam na Joe'go. 
-Odwieźć cię do domu?- zapytał przymrużając oczy Denis.
-Chyba... nie powinieneś teraz prowadzić.- powiedziałam bardzo wolno, marszcząc przy tym brwi. 
-No cóż, to ja też będę się już zwijać.- westchnęła Elizabeth wstając ze stołka barowego.
-Nieee, dziewczyny...
-Zostańcie jeszcze.- chłopcy zaczęli smęcić i rozpaczać. Denis posunął się nawet do tego, że zaczął na cały głos naśladować płacz niemowlaka. 
-Przestań krzyczeć.- uspokoiła go trochę rozbawiona Lizy. 
-Najpierw musisz mnie pocałować.
-Dobra, nastaw policzek.- Lizy postanowiła pójść na ugodę.
-Ale nie w policzek!- oburzył się Denis.
-W policzek albo w ogóle.- Elizabeth wygrała.
-No dobra.- odparł zawiedziony chłopak.
-Ej, to ja też chcę!- dołączył do dyskusji Joe.
-Tobie niech da Rose.- rzuciła wesoło Lizy, przystawiając się do pocałowania Denisa. Elizabeth od policzka Denisa dzieliło ledwie kilka centymetrów, kiedy ten obrócił się o 90 stopni ich usta się złączyły. Elizabeth w lekkim szoku praktycznie nie zareagowała, ale Denis wkręcił się za nich oboje. W końcu Lizy otrzeźwiała i oderwała się od niego z odrobiną trudu.
-Ok, miło było, ale czas się pożegnać.- westchnęłam.
-A buziak dla mnie?- dopytywał się Joe nastawiając policzek. Przez chwilę mocno się wahałam i obawiałam że wykręci taki numer jak jego kumpel, ale po chwili nachyliłam się lekko i szybko go pocałowałam. 
-O Artur!- krzyknęła za moimi plecami Elizabeth. Nagle jakby znieruchomiałam i w ułamek sekundy odskoczyłam od Joego. Mam nadzieję, że tego nie widział... Ale jednak. Widział to. Z miejsca w którym stałam patrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Po chwili jakby otrzeźwiał, otworzył buzię i szybko ją zamknął, a potem posłał mi słaby smutny uśmiech, który odwzajemniłam nieco cieplej. Czułam jak twarz zalewa mi rumieniec, ale mimo to, zdobyłam się żeby coś powiedzieć.
-Lizy, proszę cię, chodźmy już...- jak na jeden dzień dosyć wrażeń. 

Niecałe czterdzieści minut później byłam już pod blokiem, w którym mieszkałam z Nathanem. Szłam przed siebie, jednocześnie szukając w torebce klucza. Drogę oświetlała mi słaba żarówka z mijanej przez mnie klatki schodowej. Zatrzymałam się na chwilę nie mogąc wydobyć kluczy, ale w końcu udało mi się je wydobyć. Zręcznie wstukałam kod na domofonie i nawet nie wiem kiedy znalazłam się pod drzwiami naszego mieszkania. Dobrą chwilę siłowałam się ze starym zamkiem i bardzo opornymi, często zatrzaskującymi się drzwiami. Kiedy już się z nimi uporałam, weszłam do środka i rzuciłam kluczyki na stolik. Zrzuciłam z siebie buty i ruszyłam do pokoju, gdzie powinien być mój brat. Ku mojemu zaskoczeniu był tam.
-Nie śpisz jeszcze?- zapytałam jak gdyby nigdy nic.
-Nie jestem śpiący.- odparł z jak zwykle serdecznym uśmiechem.
-Bardzo się tu nudziłeś?- zapytałam zdejmując najpierw jeden, potem drugi kolczyk. 
-Właściwie to.... nie nie nudziłem się. Byłem na mieście. Ze znajomymi.- Mówił krótkimi zdaniami i gdybym go nie widziała, nawet bym nie podejrzewała jacy to znajomi. 
-I co robiliście?- chciałam sprawdzić czy będzie kłamał mi w żywe oczy, czy po prostu powie prawdę bo mi ufa. A przynajmniej tak mi się wydawało.
-To co zawsze.- odparł uważnie mi się przyglądając po czym dodał- Co cię wzięło na jakieś przesłuchania?
-Wiesz co... jestem już zmęczona. Pogadamy rano.- zacisnęłam usta, zamknęłam drzwi i leniwym krokiem rzuciłam się na swoje łóżko. ''To co zawsze''- te słowa mnie dobiły. Moją jedyna nadzieją było to, że może to wcale nie był on, że to nie jego tam widziałam. Przecież byłam daleko, było ciemno, ja wypiłam wcześniej jednego drinka, a w Los Angeles nie jeden chłopak jest podobny do Nathana. Tak bijąc się z myślami nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Nawet nie zdążyłam przebrać się w piżamę, ani zmyć makijażu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest i rozdział 4 :) Mam nadzieję że się choć trochę podobał.
Zachęcam do komentowania i obserwowania ;)