,,Oczami Arthura''
Klęczałem przy zapłakanej Rose, starałem się ją pocieszyć, wesprzeć w takim momencie. Wracałem z treningu kiedy zobaczyłem ją roztrzęsioną przy nieprzytomnym Nathanie. Od razu zadzwoniłem po pogotowie, a potem po Chrisa, który przyjechał w niecałe 15 minut. Obejmowałem Rosalie, chciałem ją przed tym ochronić, ale niestety nie umiałem. Chris chodził nerwowo w tą i z powrotem, od czasu do czasu pochylając się nad Natem, jakby chciał sprawdzić czy nie odzyskał przytomności. Karetka przyjechała po 20 minutach, które wydawały się wiecznością. Postanowiłem pojechać razem z nimi do szpitala- Rosalie nie powinna być teraz sama.
Po dotarciu na oddział musieliśmy czekać na korytarzu, dopóki lekarze nie dowiedzieli się co mu jest. Przez drzwi wejściowe nagle wparowała Lily z AJ'em. Nie pytając o nic podeszła do Rose, przytuliła ją, a ta zaczęła płakać jej w ramię. Widocznie Chris im powiedział.
-Co z Nathanem?- westchnął ponuro AJ podając mi rękę w geście przywitania.
-Jeszcze nie wiadomo.... to wy się znacie?- również podałem mu dłoń i zmarszczyłem lekko brwi.
-To długa historia. Nie chcę nic mówić, Nate sam niech wam powie.- rzucił chowając ręce do kieszeni spranych jeansów.
-Co z nim?- zapytała Lily gdy tylko lekarz wyszedł z sali, nie wypuszczając z ramion Rose.
-Wygląda na to że zasłabł. Robimy jeszcze testy na obecność szkodliwych substancji.- powiedział przeglądając coś w karcie. Lily mogła to uznać za zlekceważenie, a to na pewno nie doprowadziłoby do niczego dobrego. Już widziałem tą złość w jej oczach.
-Możemy się z nim zobaczyć?- zapytał głos za plecami moimi i AJ'a. Obróciłem się i zobaczyłem Chrisa.
-Jest nieprzytomny, ale możecie wejść. Byle nie na długo- dodał lekarz, ale już wpakowaliśmy się ma salę. Pokój wypełniony był zieloną poświatą- pewnie dlatego że żaluzje w oknach nie były odsłonięte. Na jednym z dwóch łóżek leżał Nathan podłączony do jakiś urządzeń i kroplówki.W pomieszczeniu słychać było tylko nasze oddechy, łkanie Rose i stłumione pikanie sprzętu medycznego. Siostra Nathana rzuciła się do łóżka i z troską przyglądała bratu.
-Będzie dobrze.- szepnęła jej Lily i potarła plecy dłonią. Dopiero w tym momencie dostrzegłem, że AJ wygląda na przestraszonego.
-Dobrze się czujesz?- zapytałem, ale chłopak nie odpowiedział tylko wyszedł z sali.
-Pójdę za nim i przy okazji kupię nam kawę.- westchnął Christopher i zniknął za szklanymi drzwiami. Nagle przypomniałem sobie jak sam mając 11 lat leżałem w szpitalu. Miałem problemy z sercem, pamiętam, że bardzo się bałem.... Wtedy w sali znowu pojawił się lekarz.
-Nie wiecie czy ten chłopak miał styczność z jakimiś używkami? Narkotyki, alkohol, papierosy? Istotna może się okazać nawet informacja o tym co jadł. Robimy testy, ale zanim przyjdą wyniki, minie parę godzin.- powiedział ten sam mężczyzna, który pozwolił nam się zobaczyć z Natem.
-Rose..- odparła cicho Lily dając znak Rosalie, że to ważne i powinna odpowiedzieć.
-Zjadł tylko chrupki z mlekiem i wyszedł do pracy.- jej głos był słaby i neutralny.
-A ma kontakty z używkami?
-Rose.- zasygnalizowałem jej gdy ta zamyślona nie odpowiedziała.
-Chyba tak. Ale nie wiem z jakimi dokładnie.- powiedziała ocierając łzy i spuszczając wzrok. Lekarz zaczął coś notować, a ja z Lilianą popatrzyliśmy na siebie znacząco. Nie wiedzieliśmy że Nathan ma coś wspólnego z tego typu sprawami.
,,Oczami Niny''
Bzzzzz- rozległ się dźwięk domofonu przy bramie. Bez zbędnych pytań Lily albo jej ojciec otworzyli bramę a ja weszłam na podwórko. Stanęłam przed drzwiami i już miałam zadzwonić do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły.
-Dzień dobry..- wydukałam zaskoczona.
-Cześć.-odparł Thomas, ojciec Liliany.- Lily nie ma.- odpowiedział bez żadnych emocji.
-No cóż, a mogłabym na nią poczekać? Umówiłyśmy się że dzisiaj zrobimy pro...- zaczęłam ale w pół słowa przerwałam. Nie mogłam powiedzieć że projekt, bo przecież była połowa wakacji. No, chyba że ''Project X'', ale nie sądzę żeby go to zadowoliło.- Że zrobimy dzisiaj plan. Wyjazdu.- odparłam. Wiedziałam, że wyczuł kłamstwo i mi nie wierzy, a teraz przygląda mi się tymi przenikliwymi oczyma. Spodziewałam się, że zaraz odeśle mnie stąd z kwitkiem, ale tak się jednak nie stało.
-W porządku wejdź.- westchnął i sam zanurzył się w głąb pomieszczenia. Niepewnie przeszłam przez próg.
-Robię właśnie obiad. Chcesz coś do picia?- zapytał zajmując miejsce w kuchni. Poszłam za nim i odparłam:
-Nie, dziękuję. Można spytać co pan gotuje?- zapytałam patrząc na jego ręce, błądzące po różnych produktach. No to zaczynamy i to w dodatku 1:0 dla mnie. Widać, że nie był mistrzem kuchni, a ja bardzo lubiłam gotować.
-Robię ostrygi.- powiedział szukając czegoś na blacie. Jak tak na niego patrzyłam, chciało mi się śmiać. Biedny, zagubiony facet w kuchni.
-Mogę panu pomóc? Bardzo lubię gotować.- stwierdziłam z uśmiechem. Mężczyzna przerwał swoje zajęcie i spojrzał na mnie uważnie.
-Mów mi Thomas.- odparł i znów spuścił wzrok.- Powiedziałbym, że nie trzeba, ale chyba faktycznie przyda mi się pomoc.- powiedział uśmiechając się. Od razu zabrałam się do roboty o nic go nie pytając. Co prawda przy ostrygach nie ma dużego pola do popisu, ale trudno. Stanęłam obok Thomasa i zajęłam się ostrygami.
-Przygotuj warzywa.- rozkazałam bez większych emocji zajęta małżami.
-Okej.- odparł niepewnie mężczyzna przyglądając mi się kątem oka. 15 minut później skończyłam, więc postanowiłam pomóc przy dodatkach. Chwyciłam za nóż leżący po stronie Thomasa i.... dostałam klapsa w rękę.
-Hej.- odparłam udając niezadowoloną.
-Warzywa miały być moje.- odparł nie odrywając się od obierania marchewki. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc też plasnęłam go po ręce, a ten szybko to zauważył i złapał mnie za nadgarstek.
Szturchnęłam go biodrem i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy, a potem przerodziło się to w głośny śmiech. Zaczęliśmy się lekko popycha, szturchać i dźgać.
-Uważaj!- krzyknęłam ale było już za późno. Nóż leżący na dece do krojenia zanurzył się w dłoni Thomasa. Syknął z bólu albo z zaskoczenia, bo gdy tylko spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń, jego twarz była praktycznie bez wyrazu.
-Trzeba to przemyć, odkazić i zabandażować albo zakleić...- powiedziałam chaotycznie szukając apteczki.
-Spokojnie.- odparł spokojnym kojącym głosem, kładąc swoją rękę na moich plecach. Poczułam jak bluzka przesiąka jakąś substancją.
-Thomas!- gwałtownie pisnęłam wyginając się do tyłu, ale nic to nie dało. Na tyle mojej kremowej koszuli został podłużny karmazynowy ślad, który po chwili ściemniał.
-Wybacz, to był odruch...- odparł kręcąc głową Thomas.
-No trudno. Opatrzymy ci tą rękę, a potem pójdę do domu to zaprać.- powiedziałam. Nie byłam na niego zła.
-Zanim dojedziesz do domu krew zaschnie. Wypiorę ci ją tutaj.- odparł oglądając swoją ranę.
-Nie mam nic na przebranie.- powiedziałam niepewnie, zmieszana. Thomas podniósł wzrok i zaczął się śmiać.
-Przecież dam ci coś innego. Chyba nie sądziłaś, że chodziło mi o to żebyś zdjęła bluzkę i paradowała po domu.- parsknął promiennie na mnie patrząc. Wiedziałam że ten obraz utkwi mi w pamięci do końca życia. Ten uśmiech, te oczy....
-Domyślam się, że Liliana mogła ci o mnie naopowiadać różnych rze...- zaczął, ale weszłam mu w słowo:
-Wiesz jaka jest Lily. Pomimo, że wygląda jakby zawsze wszystko robiła świadomie, to wcale tak nie jest. Działa pod wpływem emocji.- lekko uniosłam brwi do góry i wciągnęłam usta.
-Jak my wszyscy.- dodał cicho unikając mojego wzroku.
-Ma to po tobie. Macie podobne rysy twarzy.- zauważyłam.
-Tak. Charaktery chyba też.- dodał ze śmiechem, który był raczej smutny.... martwy.
-No i gdzie ta apteczka?- zapytałam żywo, prostując się.
-Weź sobie jakąś bluzkę od Lily i przynieś tą twoją, a ja w tym czasie znajdę apteczkę.- powiedział unosząc kąciki ust, ale nie był to uśmiech. Odwróciłam się i powędrowałam do pokoju mojej przyjaciółki. Z szafy wyjęłam pierwszą lepszą bluzkę. Co do kolorystyki nie miałam zbyt dużego wyboru- wszędzie czarne, białe i szare ubrania przeplatały się ze stonowanymi nadrukami. Były tam jeszcze nieliczne egzemplarze ciuchów w kolorze bordowym, granatowym i czymś co można opisać jako zgniłą zieleń. Podeszłam do łóżka i położyłam na nim wybraną przeze mnie, białą koszulkę.
Zdjęłam tą moją i dłonią odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam przed siebie. Drygnęłam widząc przed sobą postać i na chwilę nieświadomie wstrzymałam oddech.
-Jezu...- uśmiechnęłam się sama do siebie. Przestraszyłam się własnego odbicia. Zręcznie chwyciłam i założyłam czystą koszulkę, po czym zgarnęłam zaplamioną i powędrowałam z powrotem do kuchni.
-Znalazłem.- rzucił Thomas nie patrząc na mnie.
-Daj, ja to zrobię.- powiedziałam odkładając bluzkę na blat, widząc że chce sam przemyć sobie ranę. Moje słowa zabrzmiały bardzo władczo, ale Thomas próbował sam sobie poradzić. Co za uparciuch. Zerknęłam jeszcze raz na jego twarz, a potem znowu na plastikową buteleczkę, którą trzymał w dłoni.
-Daj to.- rzuciłam wesoło i sama mu ją zabrałam.
-Eeej.- udawał oburzonego, co sprawiło że zaśmiałam się w głos.
-Uważaj, teraz może trochę zapiec...- powiedziałam już całkiem poważnie, zbliżając nasączony wodą utlenioną wacik do jego dłoni.
-Ssss- skrzywił się Thomas. -Miało tylko trochę zapiec.- odparł patrząc na mnie ze skwaszoną miną. Parsknęłam śmiechem, który chciałam stłumić, ale tylko roześmiałam się jeszcze głośniej a Thomas za mną.
-Dobra, owinę to bandażem.- rzucił promiennym głosem patrząc na mnie z ukosa i przygryzając dolną wargę. Dziwne, ale zamiast cieszyć się chwilą w mojej głowie pojawiła się dominująca myśl- przestań tak na mnie patrzeć! Odbiła się w mojej głowie echem, ale starałam się jej pozbyć.
-Pomożesz mi?- zapytał odrobinę wycofany kiedy zobaczył, że z tym naprawdę sam sobie nie poradzi.
-Jasne, daj.- powiedziałam słodkim głosikiem i kiedy chciałam wziąć od niego bandaż nasze palce przez przypadek się splotły. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i lekko otworzyliśmy usta. Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić...
-Jestem...- nagle usłyszeliśmy głos dobiegający zza moich pleców.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Naprawdę bardzo, bardzo Wam dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. One strasznie motywują :)
Z góry przepraszam że ten rozdział nie wyszedł najciekawiej, ale akcja się rozkręca, więc będzie lepiej :P
Co myślicie o takim przebiegu akcji?
Pozdrawiam, czekam na wasze komentarze i do następnego :*
Świetny rozdział. Co więcej powiedzieć? Czekam zniecierpliwiona na następny i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńhttp://life-is-brutal-now.blogspot.com/
ołołołoł...!
OdpowiedzUsuńNina, nie za bardzo się zagalopywujesz xD Haha, źle to chyba napisałam xD
No ciekawie, ciekawie...
Czekam na nn =)
Co?!
OdpowiedzUsuńSzybko następny, bo nie wytrzymam xD
Ej, no... Co mu się stało?
Kurczę, weny :*
No no, ciekawi mnie to co się dzieje między Thomasem a Niną XD
OdpowiedzUsuńJa już chcę następny ! Wciągnęło mnie to opowiadanie :D
Życzę weny !
Wpadnij do mnie :)
http://calkieemnienormalna.blogspot.com
Genialne :) czekam na następny wpis i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://as-long-as--you-love-me.blogspot.com/?m=1
Bardzo ciekawy fragment. ;) Nic dodać, nic ująć. Z niecierpliwieniem czekam na dalszą część.
OdpowiedzUsuńPowodzenia ;))
lukrowy.blogspot.com