czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 8

,,Oczami Liliany''
-Wybacz za spóźnienie.- rzuciłam do Niny, totalnie olewając ojca.
-Nie szkodzi.- odrzekła z wymuszonym uśmiechem.
-Idziemy do mnie.
-Tak. Idź ja zaraz przyjdę.- odpowiedziała Nina, a ja ze zdumioną miną posłałam jej spojrzenie typu: ''WTF? Co?''
-Obiecałam twojemu tacie pomóc przy ostrygach.- wyjaśniła.
-No dobra.- westchnęłam.- To wy tam sobie kończcie, a ja się przebiorę i no... coś tam porobię co miałam zrobić.- rzuciłam flegmatycznie machając rękoma, marszcząc brwi i pokonując schody na półpiętro, znalazłam się przed drzwiami do mojego pokoju. Rzuciłam torbę gdzieś na podłogę i wzięłam z szafy czarną bluzę, którą założyłam. Obok mojego pokoju stała pusta garderoba. Mogłam tam trzymać ciuchy, ale nie uważałam się za kogoś specjalnego na tyle by mieć własną garderobę.
-No, jestem już.- westchnęła Nina zamykając za sobą drzwi opierając się o nie. 
-Super.- odparłam chowając przed nią towar, który Chris dał mi do przechowania.- Widzę, że nie próżnowałaś.- posłałam jej słaby choć znaczący uśmiech.
-Wiesz co, twój ojciec jest spoko, nie wiem jak mogłaś dopuścić do tego, że tak się od siebie oddaliliście.- odparła z entuzjazmem.
-Proszę cię...- parsknęłam.- Tak w ogóle to jedziesz ze mną?
-Dokąd?- zapytała Nina z zupełnie odmienionym wyrazem twarzy.
-Nie dzwoniliśmy do ciebie? Nathan jest w szpitalu.- powiedziałam nieco ciszej.
-Jak to, co się stało?- Nina zmarszczyła brwi.
-No zasłabł chyba, nie wiem, lekarz coś mówił, że toksykologia wykazała w jego krwi amfetaminę.
-Jezu, Nate i amfetamina? Nie wiedziałam, że obraca się w takim towarzystwie.
-Nikt z nas nie wiedział. Nawet Rose. Jest załamana. Myślałam, że może lepiej by było gdyby przenocowała u kogoś z nas. Teraz jest z nią Elizabeth, ale powiedziałam, że zaraz jeszcze raz przyjadę.
-Masz rację, tylko do mojej mamy przyjechała koleżanka, czy tam kolega z pracy, więc ja nie mam gdzie jej przenocować.
-To jak, jedziesz ze mną?- zapytałam podnosząc głowę.
-No jasne.- odpowiedziała i kiwnęła głową.
-Hej, a czy ty aby nie masz mojej bluzki...?- spytałam przymrużając oczy. Nina spojrzała najpierw na bluzkę, a potem znowu na mnie.
-Tak. To twoja bluzka. Zaplamiłam sobie tamtą, a Thomas powiedział żebym pożyczyła sobie coś od ciebie...
-Dobra, nie ważne. Chodź.-  rzuciłam zakładając na ramię torbę i chwytając klucze z etażerki.
-Ej, a to co.- powiedziała Nina chwytając mnie za nadgarstek i podnosząc go nieco wyżej.
-Pamiętasz imprezę u AJ'a w sylwestra?- westchnęłam i nie czekając na odpowiedź dokończyłam- Jest tatuażystą, a ja chciałam sobie zrobić dziarę.
-Kiedy możesz zdjąć ten...bandaż?
-Za jakieś 3 dni.- odparłam zabierając rękę. Potem wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do stojącego na podjeździe cadillaca ciela mojego ojca. Zależało mi na czasie, więc nie chciałam iść po inny samochód do garażu. Niezbyt zgrabnym ruchem wcisnęłam sprzęgło i gaz po czym z piskiem opon wyjechałyśmy na drogę... Odkąd wyszłyśmy z mojego pokoju, cały czas zastanawiałam się czy aby napewno nie widziała tych narkotyków, które chowałam do torby, byłam prawie pewna, że na nie zerknęła! Ale z drugiej strony gdyby je widziała, pewnie od razu zaczęłaby zadawać setki pytań i truć mi tyłek. Jeszcze nigdy nie słyszałam o przypadku, gdzie ktoś pozbył się nałogu z opowiadań jakie to niezdrowe i tak dalej.
-Liliana, uważaj trochę!- wrzasnęła przerażona Nina kiedy wyprzedzając inne auto, o mało nie wpadłam na samochód z naprzeciwka.
-Spokojnie, panuję nad wszystkim.- zapewniłam ją, nie przejmując się. Po dotarciu na miejsce zobaczyłyśmy w mijanym barze szpitalnym Chrisa i Arthura rozmawiających i jedzących pankejki, a następnie weszłyśmy do sali w której leżał Nate i zobaczyłyśmy tam Elizabeth i opartą o ścianę Rose.
-Będzie dobrze.- pocieszyła ją Lizy, ale Rose tylko zmrużyła mocno oczy i po policzkach popłynęły jej łzy. Widać, że bardzo to przeżywa.
-Dzwoniliście do ich rodziców?- zapytałam cicho Elizabeth, i skinęłam głową w stronę Morganów, chowając jednocześnie ręce do tylnych kieszeni jeansów.
-Nie, Rose powiedziała, że nie chce żeby się martwili.- odparła patrząc na Rosalie, Elizabeth. Dokładnie w tym momencie usłyszeliśmy bardzo gwałtowny wdech. Wszyscy skierowaliśmy się w tamtą stronę. Nate się wybudził.

 ,,Oczami Rosalie''
-Nathan...- powiedziałam nieco się rozluźniając i podbiegłam do łóżka objąć brata. Przytuliłam go tak mocno jak nigdy, a Nina, Lizy i Lili wyszły w tym czasie z sali. 
-Masz pojęcie jak bardzo się o ciebie martwiłam?- powiedziałam, dając upust nerwom i łzom, nadal go przytulając.
-Przepraszam cię. Po porostu myślałem, że sam sobie z tym wszystkim poradzę.- westchnął i poczułam jak się spina.- Wiem, że bardzo cię zawiodłem.Wybaczysz mi to, że nie byłem z tobą szczery i.. i całą resztę?- dodał przerywając uścisk, patrząc mi głęboko w oczy.
-Pod jednym warunkiem. Skończysz z narkotykami?
-Postaram się...- odparł z tym swoim niewinnym uśmiechem i spojrzeniem bezbronnego, nieświadomego jeszcze życia dzieciaka. 
-Staranie to za mało. Masz to rzucić.- powiedziałam zupełnie poważnie. 
-Jasne.- odrzekł i wciągnął usta. Spojrzałam na niego niepewnie i wstałam z łóżka.
-Odpoczywaj. Przyjdę do ciebie jutro, a za 2 dni możemy cię wypisać.
-Ok.- znowu się uśmiechnął i machną ręką w moją stronę w geście pożegnania.- Podziękuj ode mnie reszcie.
 W ciągu sekundy straciłam całą pewność siebie i swoich przekonań. 
-Chodźmy stąd.- gwałtownie wypuściłam powietrze. Nie musiałam im nawet przekazywać podziękowań od Nate'a, bo pewnie sami je słyszeli. Wychodząc przed szpital rozproszyliśmy się i większość gdzieś poszła; Nina i Lizy coś zjeść, a Liliana i Christopher schowali się w jakimś zaułku. Zostałam ja i Arthur. 
-Rose, możemy porozmawiać?- zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie, ale beznamiętnością w oczach.
-Jasne.- uśmiechnęłam się na chwilę.- O co chodzi?- dodałam jako zachętę, gdy zobaczyłam, że nie może zebrać słów do kupy. Arthur westchnął i jeszcze przez chwilę się wahał, ale potem odparł:
-Trochę nie wiem jak to powiedzieć....Głupio mi po tej sytuacji na dyskotece. Nie chciałem żebyś oglądała mnie w takim stanie.- jego oczy były tak głębokie i niewyobrażalnie smutne. Jeszcze chwilę, a nie potrafiłabym oderwać od nich wzroku, jednakże Arthur kontynuował w różnych pozycjach, których normalnie by nie zrobił. Chodził w kółko, kucał, wstawał, aż w końcu splótł dłonie na karku i zastygł przyglądając mi się.
-Nie mówię tego bez powodu.- dodał, podczas gdy ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić; mówić coś czy nie, uśmiechać się czy nie.... tylko otwierałam i zamykałam usta, starając się zignorować fakt jak mocno bije mi serce.
-Bardzo mi na tobie zależy...- odparł niemal szeptem, rozluźnił się i zrobił kilka krok w moją stronę. Poczułam przypływ gorącej fali wewnątrz. Nie należę do ludzi ukrwionych na tyle, żeby oblać się rumieńcem, ale czuję to tak samo. W tym momencie czułam, że mogłabym płonąć. Zrobiło mi się duszno i zakręciło w głowie, kiedy świat wokół mnie zawirował.
-...I chciałbym wiedzieć, czy tobie chociaż trochę zależy na mnie.- chwycił mnie delikatnie za ramiona i patrzył tymi smutnymi oczyma. Na chwilę zaparło mi dech, ale ta chwila niestety wydawała mi się dłuższa niż myślałam. Arthur zagryzł dolną wargę i jeszcze przez chwilę na mnie patrzył, po czym spuścił wzrok, a kiedy ponownie na mnie spojrzał, cofając się nieco, cała magia w jego spojrzeniu zgasła. Jak malutka iskierka, która kiedyś była rwącym płomieniem. Wtedy wszystko opadło. Słyszałam tylko stłumione dźwięki. A Arthur wyminął mnie i powoli odchodził. Poczułam się jak ścięta z nóg, jak gdybym spadała w otchłań bez dna. Jak mogłam zmarnować taką szansę.
-Zaczekaj!- krzyknęłam i dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój własny głos. Podbiegłam i zaszłam mu drogę, stając kilka centymetrów od jego twarzy. W głowie coś mi pulsowało, ale postanowiłam zaryzykować i spojrzeć w górę, w jego oczy. Miałam wrażenie, że widzę tylko wycinki tego, co się naprawdę działo. Czułam jego ciepły oddech na moim czole i na chwilę zamknęłam oczy, żeby upewnić się czy to wszystko dzieje się naprawdę. I wtedy to się stało. Arthur delikatnie musną moje usta. Poczułam dreszcze na całym ciele, a później tylko zatapialiśmy się w sobie coraz bardziej i bardziej. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
-Więc trochę ci na mnie jednak zależy?- odparł z promiennym uśmiechem kiedy się od siebie oderwaliśmy. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na jego usta. Zamiast odpowiedzi otrzymał pocałunek, ale myślę, że to powinno go zadowolić. Nagle dookoła rozległy się oklaski i gwizdy. Niechętnie się od siebie oderwaliśmy i jeszcze przez kilka minut po prostu staliśmy wpatrując się w siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał :)
Czekam na wasze komentarze, linki do blogów, głosy w ankiecie, itd.  


Następny rozdział = 8 komentarzy  :)

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 7

,,Oczami Arthura''
Klęczałem przy zapłakanej Rose, starałem się ją pocieszyć, wesprzeć w takim momencie. Wracałem z treningu kiedy zobaczyłem ją roztrzęsioną przy nieprzytomnym Nathanie. Od razu zadzwoniłem po pogotowie, a potem po Chrisa, który przyjechał w niecałe 15 minut. Obejmowałem Rosalie, chciałem ją przed tym ochronić, ale niestety nie umiałem. Chris chodził nerwowo w tą i z powrotem, od czasu do czasu pochylając się nad Natem, jakby chciał sprawdzić czy nie odzyskał przytomności. Karetka przyjechała po 20 minutach, które wydawały się wiecznością. Postanowiłem pojechać razem z nimi do szpitala- Rosalie nie powinna być teraz sama.
Po dotarciu na oddział musieliśmy czekać na korytarzu, dopóki lekarze nie dowiedzieli się co mu jest. Przez drzwi wejściowe nagle wparowała Lily z AJ'em. Nie pytając o nic podeszła do Rose, przytuliła ją, a ta zaczęła płakać jej w ramię. Widocznie Chris im powiedział.
-Co z Nathanem?- westchnął ponuro AJ podając mi rękę w geście przywitania.
-Jeszcze nie wiadomo.... to wy się znacie?- również podałem mu dłoń i zmarszczyłem lekko brwi.
-To długa historia. Nie chcę nic mówić, Nate sam niech wam powie.- rzucił chowając ręce do kieszeni spranych jeansów.
-Co z nim?- zapytała Lily gdy tylko lekarz wyszedł z sali, nie wypuszczając z ramion Rose.
-Wygląda na to że zasłabł. Robimy jeszcze testy na obecność szkodliwych substancji.- powiedział przeglądając coś w karcie. Lily mogła to uznać za zlekceważenie, a to na pewno nie doprowadziłoby do niczego dobrego. Już widziałem tą złość w jej oczach.
-Możemy się z nim zobaczyć?- zapytał głos za plecami moimi i AJ'a. Obróciłem się i zobaczyłem Chrisa.
-Jest nieprzytomny, ale możecie wejść. Byle nie na długo- dodał lekarz, ale już wpakowaliśmy się ma salę. Pokój wypełniony był zieloną poświatą- pewnie dlatego że żaluzje w oknach nie były odsłonięte. Na jednym z dwóch łóżek leżał Nathan podłączony do jakiś urządzeń i  kroplówki.W pomieszczeniu słychać było tylko nasze oddechy, łkanie Rose i stłumione pikanie sprzętu medycznego. Siostra Nathana rzuciła się do łóżka i z troską przyglądała bratu.
-Będzie dobrze.- szepnęła jej Lily i potarła plecy dłonią. Dopiero w tym momencie dostrzegłem, że AJ wygląda na przestraszonego.
-Dobrze się czujesz?- zapytałem, ale chłopak nie odpowiedział tylko wyszedł z sali.
-Pójdę za nim i przy okazji kupię nam kawę.- westchnął Christopher i zniknął za szklanymi drzwiami. Nagle przypomniałem sobie jak sam mając 11 lat leżałem w szpitalu. Miałem problemy z sercem, pamiętam, że bardzo się bałem.... Wtedy w sali znowu pojawił się lekarz.
-Nie wiecie czy ten chłopak miał styczność z jakimiś używkami? Narkotyki, alkohol, papierosy? Istotna może się okazać nawet informacja o tym co jadł. Robimy testy, ale zanim przyjdą wyniki, minie parę godzin.- powiedział ten sam mężczyzna, który pozwolił nam się zobaczyć z Natem.
-Rose..- odparła cicho Lily dając znak Rosalie, że to ważne i powinna odpowiedzieć.
-Zjadł tylko chrupki z mlekiem i wyszedł do pracy.- jej głos był słaby i neutralny.
-A ma kontakty z używkami?
-Rose.- zasygnalizowałem jej gdy ta zamyślona nie odpowiedziała.
-Chyba tak. Ale nie wiem z jakimi dokładnie.- powiedziała ocierając łzy i spuszczając wzrok. Lekarz zaczął coś notować, a ja z Lilianą popatrzyliśmy na siebie znacząco. Nie wiedzieliśmy że Nathan ma coś wspólnego z tego typu sprawami.

,,Oczami Niny''
Bzzzzz- rozległ się dźwięk domofonu przy bramie. Bez zbędnych pytań Lily albo jej ojciec otworzyli bramę a ja weszłam na podwórko. Stanęłam przed drzwiami i już miałam zadzwonić do drzwi, kiedy te nagle się otworzyły.
-Dzień dobry..- wydukałam zaskoczona.
-Cześć.-odparł Thomas, ojciec Liliany.- Lily nie ma.- odpowiedział bez żadnych emocji.
-No cóż, a mogłabym na nią poczekać? Umówiłyśmy się że dzisiaj zrobimy pro...- zaczęłam ale w pół słowa przerwałam. Nie mogłam powiedzieć że projekt, bo przecież była połowa wakacji. No, chyba że ''Project X'', ale nie sądzę żeby go to zadowoliło.- Że zrobimy dzisiaj plan. Wyjazdu.- odparłam. Wiedziałam, że wyczuł kłamstwo i mi nie wierzy, a teraz przygląda mi się tymi przenikliwymi oczyma. Spodziewałam się, że zaraz odeśle mnie stąd z kwitkiem, ale tak się jednak nie stało.
-W porządku wejdź.- westchnął i sam zanurzył się w głąb pomieszczenia. Niepewnie przeszłam przez próg.
-Robię właśnie obiad. Chcesz coś do picia?- zapytał zajmując miejsce w kuchni. Poszłam za nim i odparłam:
-Nie, dziękuję. Można spytać co pan gotuje?- zapytałam patrząc na jego ręce, błądzące po różnych produktach. No to zaczynamy i to w dodatku 1:0 dla mnie. Widać, że nie był mistrzem kuchni, a ja bardzo lubiłam gotować.
-Robię ostrygi.- powiedział szukając czegoś na blacie. Jak tak na niego patrzyłam, chciało mi się śmiać. Biedny, zagubiony facet w kuchni.
-Mogę panu pomóc? Bardzo lubię gotować.- stwierdziłam z uśmiechem. Mężczyzna przerwał swoje zajęcie i spojrzał na mnie uważnie.
-Mów mi Thomas.- odparł i znów spuścił wzrok.- Powiedziałbym, że nie trzeba, ale chyba faktycznie przyda mi się pomoc.- powiedział uśmiechając się. Od razu zabrałam się do roboty o nic go nie pytając. Co prawda przy ostrygach nie ma dużego pola do popisu, ale trudno. Stanęłam obok Thomasa i zajęłam się ostrygami.
-Przygotuj warzywa.- rozkazałam bez większych emocji zajęta małżami.
-Okej.- odparł niepewnie mężczyzna przyglądając mi się kątem oka. 15 minut później skończyłam, więc postanowiłam pomóc przy dodatkach. Chwyciłam za nóż leżący po stronie Thomasa i.... dostałam klapsa w rękę.
-Hej.- odparłam udając niezadowoloną.
-Warzywa miały być moje.- odparł nie odrywając się od obierania marchewki. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc też plasnęłam go po ręce, a ten szybko to zauważył i złapał mnie za nadgarstek.
Szturchnęłam go biodrem i oboje szeroko się uśmiechnęliśmy, a potem przerodziło się to w głośny śmiech. Zaczęliśmy się lekko popycha, szturchać i dźgać.
-Uważaj!- krzyknęłam ale było już za późno. Nóż leżący na dece do krojenia zanurzył się w dłoni Thomasa. Syknął z bólu albo z zaskoczenia, bo gdy tylko spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń, jego twarz była praktycznie bez wyrazu.
-Trzeba to przemyć, odkazić i zabandażować albo zakleić...- powiedziałam chaotycznie  szukając apteczki.
-Spokojnie.- odparł spokojnym kojącym głosem, kładąc swoją rękę na moich plecach. Poczułam jak bluzka przesiąka jakąś substancją.
-Thomas!- gwałtownie pisnęłam wyginając się do tyłu, ale nic to nie dało. Na tyle mojej kremowej koszuli został podłużny karmazynowy ślad, który po chwili ściemniał.
-Wybacz, to był odruch...- odparł kręcąc głową Thomas.
-No trudno. Opatrzymy ci tą rękę, a potem pójdę do domu to zaprać.- powiedziałam. Nie byłam na niego zła.
-Zanim dojedziesz do domu krew zaschnie. Wypiorę ci ją tutaj.- odparł oglądając swoją ranę.
-Nie mam nic na przebranie.- powiedziałam niepewnie, zmieszana. Thomas podniósł wzrok i zaczął się śmiać.
-Przecież dam ci coś innego. Chyba nie sądziłaś, że chodziło mi o to żebyś zdjęła bluzkę i paradowała po domu.- parsknął promiennie na mnie patrząc. Wiedziałam że ten obraz utkwi mi w pamięci do końca życia. Ten uśmiech, te oczy....
-Domyślam się, że Liliana mogła ci o mnie naopowiadać różnych rze...- zaczął, ale weszłam mu w słowo:
-Wiesz jaka jest Lily. Pomimo, że wygląda jakby zawsze wszystko robiła świadomie, to wcale tak nie jest. Działa pod wpływem emocji.- lekko uniosłam brwi do góry i wciągnęłam usta.
-Jak my wszyscy.- dodał cicho unikając mojego wzroku.
-Ma to po tobie. Macie podobne rysy twarzy.- zauważyłam.
-Tak. Charaktery chyba też.- dodał ze śmiechem, który był raczej smutny.... martwy.
-No i gdzie ta apteczka?- zapytałam żywo, prostując się.
-Weź sobie jakąś bluzkę od Lily i przynieś tą twoją, a ja w tym czasie znajdę apteczkę.- powiedział unosząc kąciki ust, ale nie był to uśmiech. Odwróciłam się i powędrowałam do pokoju mojej przyjaciółki. Z szafy wyjęłam pierwszą lepszą bluzkę. Co do kolorystyki nie miałam zbyt dużego wyboru- wszędzie czarne, białe i szare ubrania przeplatały się ze stonowanymi nadrukami. Były tam jeszcze nieliczne egzemplarze ciuchów w kolorze bordowym, granatowym i czymś co można opisać jako zgniłą zieleń. Podeszłam do łóżka i położyłam na nim wybraną przeze mnie, białą koszulkę.
Zdjęłam tą moją i dłonią odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam przed siebie. Drygnęłam widząc przed sobą postać i na chwilę nieświadomie wstrzymałam oddech.
-Jezu...- uśmiechnęłam się sama do siebie. Przestraszyłam się własnego odbicia. Zręcznie chwyciłam i założyłam czystą koszulkę, po czym zgarnęłam zaplamioną i powędrowałam z powrotem do kuchni.
-Znalazłem.- rzucił Thomas nie patrząc na mnie.
-Daj, ja to zrobię.- powiedziałam odkładając bluzkę na blat, widząc że chce sam przemyć sobie ranę. Moje słowa zabrzmiały bardzo władczo, ale Thomas próbował sam sobie poradzić. Co za uparciuch. Zerknęłam jeszcze raz na jego twarz, a potem znowu na plastikową buteleczkę, którą trzymał w dłoni.
-Daj to.- rzuciłam wesoło i sama mu ją zabrałam.
-Eeej.- udawał oburzonego, co sprawiło że zaśmiałam się w głos.
-Uważaj, teraz może trochę zapiec...- powiedziałam już całkiem poważnie, zbliżając nasączony wodą utlenioną wacik do jego dłoni.
-Ssss- skrzywił się Thomas. -Miało tylko trochę zapiec.- odparł patrząc na mnie ze skwaszoną miną. Parsknęłam śmiechem, który chciałam stłumić, ale tylko roześmiałam się jeszcze głośniej a Thomas za mną.
-Dobra, owinę to bandażem.- rzucił promiennym głosem patrząc na mnie z ukosa i przygryzając dolną wargę. Dziwne, ale zamiast cieszyć się chwilą w mojej głowie pojawiła się dominująca myśl- przestań tak na mnie patrzeć! Odbiła się w mojej głowie echem, ale starałam się jej pozbyć.
-Pomożesz mi?- zapytał odrobinę wycofany kiedy zobaczył, że z tym naprawdę sam sobie nie poradzi.
-Jasne, daj.- powiedziałam słodkim głosikiem i kiedy chciałam wziąć od niego bandaż nasze palce przez przypadek się splotły. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i lekko otworzyliśmy usta. Czułam jak serce zaczyna mi mocniej bić...
-Jestem...- nagle usłyszeliśmy głos dobiegający zza moich pleców.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Naprawdę bardzo, bardzo Wam dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem. One strasznie motywują :)
Z góry przepraszam że ten rozdział nie wyszedł najciekawiej, ale akcja się rozkręca, więc będzie lepiej :P

Co myślicie o takim przebiegu akcji?

Pozdrawiam, czekam na wasze komentarze i do następnego :*



środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 6

,,Oczami Elizabeth''
-To co? Idziemy?- zapytałam schodząc z ostatniego stopnia schodów. Nick właśnie zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni, po czym spojrzał na mnie spod głowy i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Tak. Ładnie wyglądasz.- odparł mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry.
-Dzięki.- odparłam z szerokim uśmiechem.
To jedna z nielicznych okazji kiedy włożyłam moje czarne szpilki. Nie noszę szpilek; i bez nich jestem od każdego wyższa. Tyle, że Nick był ode mnie o głowę wyższy, więc pomyślałam czemu nie. Do czarnych szpilek dobrałam białą plisowaną spódnicę, koszulę z wieloma małymi logami The Rolling Stones, czarną kamizelkę i kapelusz, a także złotą biżuterię. Kiedy wyszliśmy z domu, chwyciłam Nicka pod ramię i zadowoleni praktycznie bez powodu, ruszyliśmy do kina.
-Podjedziemy moim autem, ok?- zapytał niechętnie opuszczając moją rękę.
-Myślałam że pójdziemy na piechotę.- powiedziałam, chociaż w sumie było mi to obojętne.
-To kina jest stąd dobry kawałek, a wątpię żebyś dała radę w takich butach.- odparł śmiejąc się.
-Mogłabym protestować, ale chyba masz rację.- stwierdziłam po chwili namysłu. Nick otworzył mi drzwi od strony pasażera i posłał szarmancki uśmieszek. Odwzajemniając go wsiadłam do wozu i wygodnie usadowiłam się na siedzeniu. Chwilę potem Nick usiadł obok i odpalił swoje białe BMW. Jechaliśmy szybko, ale wcale mi to nie przeszkadzało, lubiłam szybką jazdę. Co jakiś czas spoglądałam na niego kątem oka i zauważyłam że on na mnie też.
-Jakie lubisz filmy?- zapytałam w pełni opierając się komfortowi jaki zapewniał samochód, który był cichy i ekstrawagancki. Nick najpierw spojrzał na mnie, po czym odparł.
-Thrillery i komedie.
-To dobrze. Ja lubię komedie, dramaty i takie w których auta wybuchają.- powiedziałam z entuzjazmem, a chłopak zaczął się śmiać.
-Bardzo mnie to cieszy.- rzucił z uznaniem i zabawną miną.
-Jesteśmy.- odparł jakieś pięć minut później, zaciągając hamulec ręczny. Wysiadł z auta i truchtem podbiegł do moich drzwi, chociaż sama zdążyłam już nacisnąć klamkę. Nick obserwował jak wysiadam przytrzymując mi drzwi. Weszliśmy do kina i pierwsze na co zwróciłam uwagę, to plakaty zachęcające do obejrzenia danego filmu. Gdzieniegdzie pojawiały się kartonowe postacie bohaterów. Po lewej stronie był korytarz prowadzący do toalet i kasy, po prawej kanapy i stoliki, a pośrodku niezbyt długi hol z drzwiami po obu stronach prowadzących na sale kinowe. Przed prawie każdą z nich stały tak zwane bramki z aksamitnym sznurem, który odpinał gość od biletów. Wystrój kina był utrzymany w czerwono-granatowo-czarnej kolorystyce. Najbardziej urzekł mnie jednak sufit nad holem. Był wysoki, czarny, połyskujący z tysiącami różnej wielkości lampek. Sprawiał wrażenie rozgwieżdżonego nocnego nieba. Lustra na ścianach tylko podkreśliły ideę tego pomysły. Nagle poczułam nisko na plecach czyjąś dłoń.
-Masz już na oku jakiś film?- zapytał Nick patrząc na mnie ciepło i opiekuńczo. Ach, to jego spojrzenie...
-Jeszcze nie, muszę dokładniej się rozejrzeć.
-W porządku.
-A ty masz jakąś propozycję?- zapytałam oglądając plakaty.
-Patrzyłem na ''Kar(l)a'' i''After Dark''.- odparł z rękoma w kieszeniach.
-To może chodźmy na tą ''Kar(l)ę''.- wzruszyłam ramionami, przyglądając się plakatowi z brązowowłosą dziewczyną o ślicznej twarzy i czarnowłosym, szczupłym, ale wysportowanym chłopakiem.
-Ok. Chcesz coś do picia?- spytał Nick.
-Nie. Pójdę kupić bilety.- odparłam i ruszyłam kilka kroków przed siebie, ale Nick zaszedł mi drogę.
-Ja cię zaprosiłem, więc ja za wszystko płacę.- złapał mnie za ramiona i mówił tak jakby zaraz chciał się upewnić czy  zrozumiałam.
-No chyba żartujesz. Wolę być niezależna. Zapłacę za siebie.- zapewniłam go.
-Oj Elizabeth.- Nick parsknął śmiechem.- Przecież nawet nie wzięłaś torebki.- dodał kręcąc głową. Spojrzałam na siebie i uświadomiłam sobie że ma rację. Kurde, jak to możliwe, przecież nigdzie się nie ruszam bez portfela i telefonu.
-Widocznie ja tak na ciebie działam.- odrzekł Nick jakby czytał  mi w myślach. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Był bardzo bystry, może aż za bardzo. Odrobinę się wystraszyłam; równie dobrze mógłby teraz wywieźć mnie gdzieś do lasu, a ja nie miałabym nawet jak wezwać pomoc.
-Spokojnie, przecież nie jestem jakimś psychopatą.- odparł lekko Nick.
-Co?- Tylko to pytanie mi się nasuwało. A może on naprawdę umie czytać w myślach...
-Nieważne...- spojrzał na mnie dziwnie lekko marszcząc brwi.- Usiądź tu i zaczekaj, a ja pójdę po bilety.- odparł widząc mój nieobecny wyraz twarzy. Chwilę później wrócił z wielkim pudłem popcornu i dwiema małymi pepsi i biletami.
-Niepotrzebnie to wszystko kupiłeś.- odparłam chcąc pozbyć się wcześniejszych myśli, jednocześnie wstając.
-Drobiazg. Chodźmy.- rzucił Nick i niedługo po tym zajęliśmy miejsca w jednym z rzędów położonych dostatecznie wysoko. Na sali nie było zbyt wiele osób.
-Chciałabym się jeszcze trochę o tobie dowiedzieć.- odparłam starając się rozluźnić i obracając lekko ku niemu.
-Pytaj.- odparł z uśmiechem i spojrzał mi głęboko w oczy. Potem jego wzrok wędrował w dół mojego ciała i Nick przygryzł dolną wargę.
-Masz może w Las Vegas jakąś dziewczynę?- walnęłam prosto z mostu. Chłopak zaśmiał się w głos, ale odpowiedział.
-To co robię może ci się nie spodobać, ale nie lubię zobowiązań.- westchnął.
 -Czyli masz wszystko to co w związku, bez związku?- dopytałam dla jasności.
-Chyba można tak powiedzieć.... A jak jest z tymi sprawami u ciebie?- skinął na mnie głową.
-Cóż... w tych tematach u mnie nie dzieje się praktycznie nic.- odparłam wesoło, patrząc na niego.
-Jak chcesz możemy to zmienić.- odparł gładko Nick. W tym samym momencie, jakby na jego zawołanie na sali zgasły wszystkie światła i włączył się ogromny ekran. Nieświadomie na chwilę wstrzymałam oddech i jednocześnie poczułam się bardzo nieswojo. Film się zaczął. Przez pierwsze 20 minut udawałam że tak mnie wciągnął, że nie mogę oderwać wzroku, a tak naprawdę bałam się znowu na niego spojrzeć. W końcu pomyślałam, że to głupie- przecież jakby nie było to mój kumpel, a nawet jakby coś między nami było to co z tego, może najwyższa pora. Racze nie myślałam o nim jak o przyszłej sympatii, no ale dlaczego nie? Jest przecież przystojny, szarmancki, wysoki, troskliwy, zabawny i w dodatku bogaty. Każda normalna dziewczyna nie wahałaby się ani chwili, więc czemu ja nie mogłabym być jedną z nich...? Może dlatego że potrzebuję kogoś lojalnego i bardziej czułego, delikatnego... no i stałego. Tak. Jak do tej pory siedzieliśmy w ciszy, ale widziałam kątem oka, że co jakiś czas na mnie zerka. Czasami nasze dłonie spotykały się w wielkim pudle po popcornie, wtedy szybko swoją zabierałam i niby że wolałam napić się pepsi. Ulżyło mi kiedy pomyślałam że Nick niedługo wraca do Las Vegas.

,,Oczami Christophera''
-Woooow!!!!!!!- krzyknęła mi do ucha Liliana nieco mocniej obejmując mnie w pasie gdy jeszcze bardziej przyspieszyłem. Doskonale wiem że uwielbia ze mną jeździć i często to wykorzystywałem. Czasem wpadaliśmy za prędkość i brak kasków, ale nigdy z nimi nie jeździłem i nie będę. To ogranicza, nie możesz poczuć tego wszystkiego tak samo, w kasku nie doznasz tak wielkiej adrenaliny. A gdyby przeznaczone mi było umrzeć na motocyklu, to kask i tak na nic by się nie zdał. Z piskiem opon zjechaliśmy z asfaltowej nawierzchni na kostkę brukową.
-Jesteśmy zatrzymałem maszynę i podparłem się na prawej nodze poprawiając swoje okulary, które lekko zsunęły mi się z nosa. Lily zwinnie zeskoczyła ze skórzanego siedzenia i również poprawiła swoje przeciwsłoneczne szkiełka. 
-To jak, idziemy?- spytała z entuzjazmem. Złożyłem ręce na piersi i niepewny co do jej wyboru, po raz kolejny zadałem pytanie:
-Chcesz ten tatuaż na sto procent? 
-Mówiłam ci tysiąc razy że tak! Będzie inny niż ten twój. ale jednocześnie będą ze sobą spójne.
-W takim razie chodźmy.- westchnąłem zsiadając z motocykla. Na twarzy Lily pojawił się szeroki uśmiech, wyraźnie się tym wszystkim podekscytowała. Zeszliśmy w dół po schodach prowadzących do drzwi za którymi krył się salon. Lily weszła pierwsza i zatrzymała się z brzegu, po lewej stronie. 
-Siema Chris. Co cię tu sprowadza?- zapytał AJ (czyt. EjDżej). Znaliśmy się jeszcze z gimnazjum. On sam miał włosy w kolorze ciemnego blondu zrobione na irokeza z wiśniowymi pasemkami i neutralnie zielonymi oczami. Nie był- tak jak mogło się wydawać- cały wytatuowany. Tatuaże miał jedynie na lewej ręce i prawym uchu. Gdzieniegdzie na twarzy można też było dostrzec kolczyki. 
-AJ, to jest moja dziewczyna Lily.- powiedziałam wskazując na nią. Mój kumpel zmierzył ją wzrokiem i z uznaniem pokiwał głową.- Chciała zrobić sobie tatuaż.
-Jasne nie ma sprawy. Masz już na niego pomysł?- swoje pytanie skierował do Lily.
-Tak. Wiesz jaki Chris ma, ten nie na przedramieniu tylko trochę wyżej... Jego jest pusty i zwrócony do dołu. Ja bym chciała trochę mniejszy i wypełniony.- wytłumaczyła mu. AJ pokiwał głową i dodał:
-Wybrałaś miejsce?
-Tak, nadgarstek.- stwierdziła z uśmiechem kończąc temat dotyczący estetyki. Nie będzie zbyt dużo roboty przy tak małym i nieskomplikowanym wzorze. 
-Weźmy się teraz za papiery, żeby potem mieć je z głowy. Potem narysuję dla pewności wzór żeby sprawdzić czy dokładnie tak go sobie wyobrażałaś i zabierzemy się do roboty. Rachel ma teraz klienta, ja nie, więc się tobą zajmę.- podsumował AJ i wszyscy podeszliśmy do lady gdzie załatwiliśmy sprawę z formularzem. Dla formalności AJ musiał spytać Lily o wiek, wszystko poszło bardzo szybko. Kilkanaście minut później, Liliana siedziała już na fotelu, bo wzór także został dokładnie omówiony. Uśmiechem który zresztą odwzajemniła dodałem jej otuchy i wokół rozległ się dźwięk maszynki do tatuaży. AJ najpierw ją przetestował, odkaził miejsce i tym podobne, a Lily przez ten czas robiła zabawne miny i udawała że już strasznie ją boli. W tym samym momencie zadzwonił do mnie telefon.
-To Arthur.- powiedziałem na głos.- Siema, wiesz co, jestem z Lily u AJ'a  i.... Co?! Wezwij pogotowie, szybko. To dobrze. No tak, zaraz tam będę.- Starałem się zachować spokój w głosie.
-Co się stało?- zapytała zaniepokojona Lily....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  
Strój Elizabeth: KLIK

Chciałam Wam bardzo podziękować za każdy komentarz, zwłaszcza pod ostatnim rozdziałem. Są one dla mnie naprawdę bardzo ważne :) 
Chętnie też zaglądam na blogi do których linki zostawiacie ;D

Chciałam jeszcze zapytać Was o kilka spraw... :)
1. Podoba ci się obecny wygląd bloga?
2. Podoba ci się muzyka? Czy przeszkadza ci podczas czytania?
3. Co sądzisz o fabule? Jest przewidywalna i banalna?

Wiem że ten rozdział wyszedł nudny ;/
Za odpowiedzi z góry dziękuję. To do następnego! :*

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 5

,,Oczami Nathana''
W ogóle nie zastanawiałem się o co wczoraj chodziło mojej siostrze, ale teraz myślę, że powinienem. Nie wiem co miała na myśli, ale to chyba nie oznaczało nic dobrego. Zaraz  pewnie wyjdzie z pokoju i czeka mnie ta rozmowa. Chwilę później stało się tak jak podejrzewałem. Rose wyszła z pokoju i stanęła przede mną składając ręce.
-Porozmawiamy?- zapytała obserwując moje ruchy.
-O czym?- naprawdę chciałem wiedzieć o co jej właściwie chodzi.
-O tobie.- odpowiedziała delikatnym tonem. Na te słowa zastygłem w pół ruchu. Z niepewnym uśmiechem odłożyłem butelkę z mlekiem i opierając się o stół odpowiedziałem:
-W porządku. Mów.
-Usiądź.- westchnęła i sama usiadła na krześle. Zrobiłem co mówiła i udając mega sztywniaka, wyprostowałem się na maksa i splotłem ze sobą palce obu dłoni.-To nie jest śmieszne.- dodała widząc moje zachowanie.
-Co cię naszło?- zapytałem nieco mniej pewnie będąc już sobą.
-Okłamałeś mnie. Teraz ciężko mi będzie zaufać ci tak jak wcześniej.- powiedziała z pełną powagą.
-Rose, o czym ty mówisz?- nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać.
-Widziałam cię wczoraj z twoimi znajomymi. Paliliście, a niektórzy byli albo naćpani albo upici. Kiedy wpadłeś w takie towarzystwo?- zapytała rozżalona, a ja nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
-Śledziłaś mnie?!- oburzyłem się.
-Nie. Byliśmy na imprezie, zobaczyłam was przez przypadek.
-Rose to nie do końca tak jak myślisz. Oni nie są nałogowymi narkomanami bez życia. Owszem, czasem jarają, ale bez przesady. Takie czasy.- odparłem jak gdyby nigdy nic. Nie chciałem kłócić się z Rosalie, ani żeby wybuchła jakaś afera, więc postanowiłem po prostu wszystko wytłumaczyć.
-Martwię się o ciebie. Nie chcę żebyś wpadł w jakieś kłopoty, albo stała ci się krzywda.- Rose wyrzuciła to z siebie jednym tchem. Widziałem, że bardzo to przeżywa. Za bardzo.
-Wiesz co, ja lecę do sklepu, bo zaraz mam zmianę, a potem na próbę. Mogę ci tylko powiedzieć, żebyś się o mnie nie martwiła, bo wszystko jest w porządku.- odparłem wstając i zakładając na siebie bluzę. Chyba nie do końca ją przekonałem co do swoich słów, ale taka była prawda. Równie dobrze mógłbym powiedzieć że też się o nią martwię, bo obraca się w towarzystwie np. Lily czy Chrisa i tej całej reszty. Wszyscy mamy jakieś swoje grzeszki.

,,Oczami Elizabeth''
Zacisnęłam mocniej powieki i przeciągnęłam się na łóżku, powoli otwierając oczy. Na pościel padały smugi ciepłego, porannego światła. Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na twarzy i leniwie wstałam z łóżka. Całe szczęście, że nie wypiłam wczoraj dużo- nie wyobrażam sobie jak w taki piękny poranek, nawiedzałby mnie 'kac morderca'. Zgarnęłam z krzesła przy biurku moje najukochańsze, szare dresy i bluzę.
-Lizy, ja idę do pracy, taty też już nie ma, w kuchni masz naleśniki. Jak chcesz to sobie odgrzej na śniadanie.- powiedziała mama wpadając do mojego pokoju.
-Ok. Dzięki.- rzuciłam. Mama zamknęła drzwi, a na schodach usłyszałam stukot jej kroków. Sama przebrałam się w rzeczy które trzymałam i z pustym brzuchem zeszłam na dół. Otworzyłam lodówkę i wzięłam naleśniki i truskawkowy dżem. Położyłam wszystko na wysepce kuchennej i zimne naleśniki posmarowałam dżemem. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiona oblizałam kciuka i ruszyłam do nich by otworzyć.
-Cześć.- powiedziałam z uśmiechem, robiąc mały krok w tył.
-No cześć.- odpowiedział z szalonym uśmiechem.
-Co ty tutaj robisz? Nie jesteś w Las Vegas razem z Jamesem?- zapytałam na moment marszcząc brwi.
-Byłem.- odparł Nick.- Przyjechałem do rodziców i pomyślałem że odwiedzę dawną sąsiadkę.- spojrzał na mnie znacząco, w uśmiechu unosząc kącik ust. Nick miał 22 lata i trzy lata temu wyjechał ze swoim młodszym bratem; 20-letnim Jamesem do Las Vegas. James i ja byliśmy przyjaciółmi, ale po jego wyjeździe nasze relacje nieco się pogorszyły. Odwiedziny Nicka mocno mnie zdziwiły, bo nigdy specjalnie za nim nie przepadałam.
-Mogę wejść?- zapytał przyjaźnie.
-Tak, tak. Przepraszam.- parsknęłam trochę zmieszana, że sama mu tego nie zaproponowałam.
-Dzięki.
Nick przekroczył próg nie spuszczając ze mnie wzroku. Był szczupłym, wysokim blondynem ze lśniącymi oczami.
-Usiądziesz?- zapytałam wskazując dłonią kanapę.
-Czemu nie.
-Na długo wróciłeś?- spytałam zza kuchennej wyspy, zawijając naleśniki.
-Prawie do końca wakacji.
-To fajnie.- odparłam z uznaniem.- Chcesz coś co jedzenia albo picia?- zerknęłam na niego ukradkiem.
-Może twoją specjalność. Pamiętasz? Cytrynowe kiwi?- wstał z kanapy i podszedł do mnie z szerokim uśmiechem.
-Nie robiłam go odkąd wyjechaliście.- rzuciłam radośnie na przypływ miłych wspomnień.
-Może pora to powtórzyć.- zapytał z nadzieją.
-No nie wiem.- westchnęłam.- Jak znajdziesz produkty to możemy spróbować.
-Okej.- w jego oku dostrzegłam błysk, który widziałam wcześniej tylko u Jamesa. Jedząc naleśnika przyglądałam się poszukiwaniom składników.
-Mam wszystko.- odparł rozkładając ręce na wysokość bioder, a potem chowając je do kieszeni.
-Super.- kiwnęłam głową lekko wytrzeszczając oczy. Odłożyłam naleśnika na talerzyk i zaczęliśmy przyrządzać cytrynowe kiwi. To kiwi z cytryną, lodem i sokiem z limonki. Zawsze się przy tym śmialiśmy i zabawnie wykrzywialiśmy. Kiedy już skończyliśmy i zjedliśmy od razu jakoś się rozluźniliśmy.
-James przyjechał z tobą?- zapytałam patrząc mu w oczy.
-Ja bym ci nie wystarczył?- zapytał i zbliżył się do mnie przygryzając dolną wargę.
-To mój przyjaciel. Chciałabym go zobaczyć.- wzruszyłam ramionami pesząc się jego zachowaniem.
-Nie przyjechał ze mną. Dojedzie za półtora tygodnia, bo musiał poskładać jakieś papiery na uczelnie.- powiedział już normalnie, odwracając się do mnie bokiem i spuszczając wzrok.
-Dużo się u was zmieniło przez te 3 lata?- zapytałam splatając ręce na klatce piersiowej.
-Bywało różnie, ale długo by opowiadać. A co u ciebie?- skinął głową w moim kierunku.
-Właściwie to niewiele się zmieniło. Jedynie wzbogaciło się grono moich przyjaciół o parę osób i dałam sobie spokój z pływaniem.
-Jak to? Już nie pływasz?- odparł zdziwiony z zabawną miną.- Przecież wymiatałaś, ja i James ledwo cię doganialiśmy!
-No wiem, ale tak jakoś wyszło.- powiedziałam i w tym samym momencie do Nicka zadzwonił telefon.
-Przepraszam cię...-spojrzał na mnie przepraszająco.
-Spoko, odbierz.- odparłam dając mu do zrozumienia, że wcale mi to nie przeszkadza. 
-Może pójdziemy zaraz do kina?- zapytał tuż przed odebraniem.
-Ok, przebiorę się.- dodałam półgłosem wskazując sufit, bo Nick miał już telefon przy uchu. Skinął mi tylko głową na znak że to usłyszał.

,,Oczami Niny''
Przed chwilą zadzwoniła do mnie Lily, że jej ojciec jest w domu i możemy powoli wcielać w życie ten cały plan. Nadal uważam że to szaleństwo, ale w końcu raz się żyje, a przy tym mogę w dodatku pomóc przyjaciółce. Postanowiłam znaleźć jakieś seksowne wdzianko, które jednocześnie będzie do mnie pasowało. Kiedy już się w nie przebrałam, przejrzałam się w lustrze i wzięłam głęboki oddech. Złapałam za torebkę leżącą na łóżku i wyszłam zamykając wcześniej mieszkanie. Około 20 minut później wysiadłam na ostatnim przystanku metra, znajdującym się jakieś 5-10 minut piechotą od domu Liliany. Szybko pokonałam drogę i z uśmiechem na twarzy zadzwoniłam domofonem do bramy, która zaraz po tym się otworzyła. Lily wyszła przed dom.
-Gotowa?- zapytała Lily z uśmiechem który miał dodać mi otuchy.
-Tylko mi go dzisiaj przedstawisz.- wzruszyłam ramionami.
-To chodź.- odparła Liliana. Znalazłyśmy się w ślicznym pomieszczeniu; było duże i zatopione w beżowym świetle, przez nieodsłonięte jeszcze kotary w oknach. Intrygowało mnie tak świetne połączenie nowoczesności i czegoś z okresu baroku, a za razem klasycyzmu. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się schody na półpiętro. Z lewej zaś... stał jakiś mężczyzna odwrócony do nas tyłem. W jednej ręce trzymał szklankę z jakimś napojem, a w drugiej jakieś kartki które chyba czytał. Nie zauważył kiedy weszłyśmy. Obrócił się o 90 stopni i ze zmarszczonymi brwiami usiadł na kanapie. 
-Tato, to jest moja przyjaciółka Nina. Nino, to mój ojciec Thomas.- odparła Lily ciągnąc mnie za sobą za rękę. Ojciec Liliany spojrzał na nas.
 Miał bardzo wyraźne rysy twarzy które dodawały mu powagi. Jego kruczoczarne włosy lekko opadały mu na oczy. Najbardziej niesamowite oczy jakie widziałam. Były skupione i tak szare, że aż niemal przeźroczyste. Wyglądały wręcz nienaturalnie bosko. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że wpatruję się w niego jak w obrazek, ale widać jemu to nie przeszkadzało bo spojrzał na mnie ciepło i posłał słaby uśmiech.
-Dzień dobry.- wyrzuciłam słabym głosem.
-Miło cię poznać.- odparł mężczyzna i skiną głową.- O co chodzi?- zwrócił się już do Lily.
-Jak to o co? Przedstawiam ci moją kumpelę. To wszystko, wydawało mi się że jeszcze się nie znacie.- rzuciła niewinnie Liliana robiąc dobrą minę do złej gry.
-Mam uwierzyć że nagle coś w tobie pękło i chcesz naprawić nasze relacje zaczynając od poznania mnie z twoimi znajomymi?- Thomas uniósł brwi do góry. Jak na 36 lat wyglądał młodo. O kurcze.... miał 17 lat kiedy urodziła się Liliana.
-Nie... a zresztą po co ja się trudzę, przecież tobie i tak nic nigdy nie pasuje.- stwierdziła ze złością Lily i ruszyła do swojego pokoju. To pewnie część planu. Przepraszająco się uśmiechnęłam do jej ojca i ruszyłam za Lilianą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Strój Elizabeth:  KLIK
Strój Niny:  KLIK

Mam nadzieję że choć trochę Wam się spodobał ten rozdział bo według mnie jest beznadziejny :(
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania, bo tak naprawdę one najbardziej motywują!! :)