-Wybacz za spóźnienie.- rzuciłam do Niny, totalnie olewając ojca.
-Nie szkodzi.- odrzekła z wymuszonym uśmiechem.
-Idziemy do mnie.
-Tak. Idź ja zaraz przyjdę.- odpowiedziała Nina, a ja ze zdumioną miną posłałam jej spojrzenie typu: ''WTF? Co?''
-Obiecałam twojemu tacie pomóc przy ostrygach.- wyjaśniła.
-No dobra.- westchnęłam.- To wy tam sobie kończcie, a ja się przebiorę i no... coś tam porobię co miałam zrobić.- rzuciłam flegmatycznie machając rękoma, marszcząc brwi i pokonując schody na półpiętro, znalazłam się przed drzwiami do mojego pokoju. Rzuciłam torbę gdzieś na podłogę i wzięłam z szafy czarną bluzę, którą założyłam. Obok mojego pokoju stała pusta garderoba. Mogłam tam trzymać ciuchy, ale nie uważałam się za kogoś specjalnego na tyle by mieć własną garderobę.
-No, jestem już.- westchnęła Nina zamykając za sobą drzwi opierając się o nie.
-Super.- odparłam chowając przed nią towar, który Chris dał mi do przechowania.- Widzę, że nie próżnowałaś.- posłałam jej słaby choć znaczący uśmiech.
-Wiesz co, twój ojciec jest spoko, nie wiem jak mogłaś dopuścić do tego, że tak się od siebie oddaliliście.- odparła z entuzjazmem.
-Proszę cię...- parsknęłam.- Tak w ogóle to jedziesz ze mną?
-Dokąd?- zapytała Nina z zupełnie odmienionym wyrazem twarzy.
-Nie dzwoniliśmy do ciebie? Nathan jest w szpitalu.- powiedziałam nieco ciszej.
-Jak to, co się stało?- Nina zmarszczyła brwi.
-No zasłabł chyba, nie wiem, lekarz coś mówił, że toksykologia wykazała w jego krwi amfetaminę.
-Jezu, Nate i amfetamina? Nie wiedziałam, że obraca się w takim towarzystwie.
-Nikt z nas nie wiedział. Nawet Rose. Jest załamana. Myślałam, że może lepiej by było gdyby przenocowała u kogoś z nas. Teraz jest z nią Elizabeth, ale powiedziałam, że zaraz jeszcze raz przyjadę.
-Masz rację, tylko do mojej mamy przyjechała koleżanka, czy tam kolega z pracy, więc ja nie mam gdzie jej przenocować.
-To jak, jedziesz ze mną?- zapytałam podnosząc głowę.
-No jasne.- odpowiedziała i kiwnęła głową.
-Hej, a czy ty aby nie masz mojej bluzki...?- spytałam przymrużając oczy. Nina spojrzała najpierw na bluzkę, a potem znowu na mnie.
-Tak. To twoja bluzka. Zaplamiłam sobie tamtą, a Thomas powiedział żebym pożyczyła sobie coś od ciebie...
-Dobra, nie ważne. Chodź.- rzuciłam zakładając na ramię torbę i chwytając klucze z etażerki.
-Ej, a to co.- powiedziała Nina chwytając mnie za nadgarstek i podnosząc go nieco wyżej.
-Pamiętasz imprezę u AJ'a w sylwestra?- westchnęłam i nie czekając na odpowiedź dokończyłam- Jest tatuażystą, a ja chciałam sobie zrobić dziarę.
-Kiedy możesz zdjąć ten...bandaż?
-Za jakieś 3 dni.- odparłam zabierając rękę. Potem wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do stojącego na podjeździe cadillaca ciela mojego ojca. Zależało mi na czasie, więc nie chciałam iść po inny samochód do garażu. Niezbyt zgrabnym ruchem wcisnęłam sprzęgło i gaz po czym z piskiem opon wyjechałyśmy na drogę... Odkąd wyszłyśmy z mojego pokoju, cały czas zastanawiałam się czy aby napewno nie widziała tych narkotyków, które chowałam do torby, byłam prawie pewna, że na nie zerknęła! Ale z drugiej strony gdyby je widziała, pewnie od razu zaczęłaby zadawać setki pytań i truć mi tyłek. Jeszcze nigdy nie słyszałam o przypadku, gdzie ktoś pozbył się nałogu z opowiadań jakie to niezdrowe i tak dalej.
-Liliana, uważaj trochę!- wrzasnęła przerażona Nina kiedy wyprzedzając inne auto, o mało nie wpadłam na samochód z naprzeciwka.
-Spokojnie, panuję nad wszystkim.- zapewniłam ją, nie przejmując się. Po dotarciu na miejsce zobaczyłyśmy w mijanym barze szpitalnym Chrisa i Arthura rozmawiających i jedzących pankejki, a następnie weszłyśmy do sali w której leżał Nate i zobaczyłyśmy tam Elizabeth i opartą o ścianę Rose.
-Będzie dobrze.- pocieszyła ją Lizy, ale Rose tylko zmrużyła mocno oczy i po policzkach popłynęły jej łzy. Widać, że bardzo to przeżywa.
-Dzwoniliście do ich rodziców?- zapytałam cicho Elizabeth, i skinęłam głową w stronę Morganów, chowając jednocześnie ręce do tylnych kieszeni jeansów.
-Nie, Rose powiedziała, że nie chce żeby się martwili.- odparła patrząc na Rosalie, Elizabeth. Dokładnie w tym momencie usłyszeliśmy bardzo gwałtowny wdech. Wszyscy skierowaliśmy się w tamtą stronę. Nate się wybudził.
,,Oczami Rosalie''
-Nathan...- powiedziałam nieco się rozluźniając i podbiegłam do łóżka objąć brata. Przytuliłam go tak mocno jak nigdy, a Nina, Lizy i Lili wyszły w tym czasie z sali.
-Masz pojęcie jak bardzo się o ciebie martwiłam?- powiedziałam, dając upust nerwom i łzom, nadal go przytulając.
-Przepraszam cię. Po porostu myślałem, że sam sobie z tym wszystkim poradzę.- westchnął i poczułam jak się spina.- Wiem, że bardzo cię zawiodłem.Wybaczysz mi to, że nie byłem z tobą szczery i.. i całą resztę?- dodał przerywając uścisk, patrząc mi głęboko w oczy.
-Pod jednym warunkiem. Skończysz z narkotykami?
-Postaram się...- odparł z tym swoim niewinnym uśmiechem i spojrzeniem bezbronnego, nieświadomego jeszcze życia dzieciaka.
-Staranie to za mało. Masz to rzucić.- powiedziałam zupełnie poważnie.
-Jasne.- odrzekł i wciągnął usta. Spojrzałam na niego niepewnie i wstałam z łóżka.
-Odpoczywaj. Przyjdę do ciebie jutro, a za 2 dni możemy cię wypisać.
-Ok.- znowu się uśmiechnął i machną ręką w moją stronę w geście pożegnania.- Podziękuj ode mnie reszcie.
W ciągu sekundy straciłam całą pewność siebie i swoich przekonań.
-Chodźmy stąd.- gwałtownie wypuściłam powietrze. Nie musiałam im nawet przekazywać podziękowań od Nate'a, bo pewnie sami je słyszeli. Wychodząc przed szpital rozproszyliśmy się i większość gdzieś poszła; Nina i Lizy coś zjeść, a Liliana i Christopher schowali się w jakimś zaułku. Zostałam ja i Arthur.
-Rose, możemy porozmawiać?- zapytał z wyczuwalną nadzieją w głosie, ale beznamiętnością w oczach.
-Jasne.- uśmiechnęłam się na chwilę.- O co chodzi?- dodałam jako zachętę, gdy zobaczyłam, że nie może zebrać słów do kupy. Arthur westchnął i jeszcze przez chwilę się wahał, ale potem odparł:
-Trochę nie wiem jak to powiedzieć....Głupio mi po tej sytuacji na dyskotece. Nie chciałem żebyś oglądała mnie w takim stanie.- jego oczy były tak głębokie i niewyobrażalnie smutne. Jeszcze chwilę, a nie potrafiłabym oderwać od nich wzroku, jednakże Arthur kontynuował w różnych pozycjach, których normalnie by nie zrobił. Chodził w kółko, kucał, wstawał, aż w końcu splótł dłonie na karku i zastygł przyglądając mi się.
-Nie mówię tego bez powodu.- dodał, podczas gdy ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić; mówić coś czy nie, uśmiechać się czy nie.... tylko otwierałam i zamykałam usta, starając się zignorować fakt jak mocno bije mi serce.
-Bardzo mi na tobie zależy...- odparł niemal szeptem, rozluźnił się i zrobił kilka krok w moją stronę. Poczułam przypływ gorącej fali wewnątrz. Nie należę do ludzi ukrwionych na tyle, żeby oblać się rumieńcem, ale czuję to tak samo. W tym momencie czułam, że mogłabym płonąć. Zrobiło mi się duszno i zakręciło w głowie, kiedy świat wokół mnie zawirował.
-...I chciałbym wiedzieć, czy tobie chociaż trochę zależy na mnie.- chwycił mnie delikatnie za ramiona i patrzył tymi smutnymi oczyma. Na chwilę zaparło mi dech, ale ta chwila niestety wydawała mi się dłuższa niż myślałam. Arthur zagryzł dolną wargę i jeszcze przez chwilę na mnie patrzył, po czym spuścił wzrok, a kiedy ponownie na mnie spojrzał, cofając się nieco, cała magia w jego spojrzeniu zgasła. Jak malutka iskierka, która kiedyś była rwącym płomieniem. Wtedy wszystko opadło. Słyszałam tylko stłumione dźwięki. A Arthur wyminął mnie i powoli odchodził. Poczułam się jak ścięta z nóg, jak gdybym spadała w otchłań bez dna. Jak mogłam zmarnować taką szansę.
-Zaczekaj!- krzyknęłam i dopiero po chwili zorientowałam się, że to mój własny głos. Podbiegłam i zaszłam mu drogę, stając kilka centymetrów od jego twarzy. W głowie coś mi pulsowało, ale postanowiłam zaryzykować i spojrzeć w górę, w jego oczy. Miałam wrażenie, że widzę tylko wycinki tego, co się naprawdę działo. Czułam jego ciepły oddech na moim czole i na chwilę zamknęłam oczy, żeby upewnić się czy to wszystko dzieje się naprawdę. I wtedy to się stało. Arthur delikatnie musną moje usta. Poczułam dreszcze na całym ciele, a później tylko zatapialiśmy się w sobie coraz bardziej i bardziej. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu.
-Więc trochę ci na mnie jednak zależy?- odparł z promiennym uśmiechem kiedy się od siebie oderwaliśmy. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na jego usta. Zamiast odpowiedzi otrzymał pocałunek, ale myślę, że to powinno go zadowolić. Nagle dookoła rozległy się oklaski i gwizdy. Niechętnie się od siebie oderwaliśmy i jeszcze przez kilka minut po prostu staliśmy wpatrując się w siebie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał :)
Czekam na wasze komentarze, linki do blogów, głosy w ankiecie, itd.
Następny rozdział = 8 komentarzy :)